niedziela, 3 stycznia 2016

Od Yenn CD Lionka


Pokazałam mu język i zbierając moje ubrania z podłogi zniknęłam w garderobie.
Przywdziałam majtki nie kłopocząc się już stanikiem, wciągnęłam bojówki w polskim maskowaniu i T-shirt khaki. Wróciłam do sypialni, gdzie czekał ubrany już Lionell.
-Musztrowałbym-wyszczerzył się.-A stanik to gdzie?
-Potrzebny, panie kapralu?-spytałam, puszczając mu oko.
-Masz rację, wcale niepotrzebny-zaśmiał się.
Przeszłam z sypialni do salonu, zamknęłam Quei w łazience, by nie wyżerała ze stołu, narzuciłam na siebie polską bechatkę i zaczęłam przekopywać jedną z szuflad w komodzie stojącej w przedpokoju.
-Kupowałeś jakieś fajerwerki?-spytałam.
-O, cholera...-mruknął Lion.-No wiesz, myślałem, że ty coś może masz...
-To nic. Oboje piliśmy, więc nie pozwoliłabym Ci odpalać żadnej petardy i ja sama też żadnej bym nie odpalała-powiedziałam i w końcu wyciągnęłam z dna szuflady to, czego szukałam - dwie folijki z kolorowym papierem.
-Co to jest?
-Lampiony-wytłumaczyłam, ciągnąc go za rękę.-To penthouse, więc na dachu urządziłam sobie małą altankę i taras-wytłumaczyłam, wychodząc z nim na dach. Otworzyłam drzwi małego przeszklonego pokoiku i wyszłam razem z Lion'em na otwarty taras. Był stąd przepiękny widok na praktycznie cały Londyn. Na niebie pojawiały się już pierwsze kwiaty sztucznych ogni. Wypakowałam obydwa lampiony złożyłam stelażyk, nadziałam podpałkę i te same czynności powtórzyłam na drugim egzemplarzu. Podałam jeden Lionowi i zapaliłam zapalarką (wziętą z kuchni) jeden zaczekałam, aż napełni się gorącym powietrzem. Lion podpalił swój.
-Dziesięć... Dziewięć... Osiem... Siedem... Sześć.. Pięć..-odliczaliśmy razem.-Cztery... Trzy... Dwa...
Na jeden oboje wypuściliśmy lampiony, a te poszybowały w górę razem z tysiącami wystrzelonych z ziemi petard. Chwileczkę śledziłam je wzrokiem, wyglądały jak kadr ze sceny z "Zaplątanych". Zarzuciłam Lionowi ręce na szyję i pocałowałam go namiętnie.
-Szczęśliwego Nowego Roku-wyszeptałam mu na ucho.
-Szczęśliwego Nowego Roku-odpowiedział. Z trudem się od siebie odkleiliśmy i zapatrzyliśmy się w piękną panoramę Londynu rozświetlaną przez kolorowe fajerwerki.
-Piździ-stwierdziłam.-Chodźmy do środka-pociągnęłam go za rękę.
-Wiesz... Może warto jeszcze przyjemniej rozpocząć ten nowy rok?-spytałam, bardzo wymownym tonem, zamykając drzwi przeszklonej altanki i zaczęłam razem z Lion'em schodzić po schodach do mieszkania.
-Myślę, że to bardzo dobry pomysł, moja droga-zaśmiał się Lionell. Szedł za mną, więc sięgnął rękoma do mojej kurtki i ściągnął ją (nie była pozapinana). Włożył dłonie pod moją koszulkę i wodził nimi po mym ciele,a ja wyciągnęłam rękę do tyłu i złapałam go za krocze, delikatnie masując jego męskość. Ruszyliśmy do sypialni.
***
Wstałam jako pierwsza. Było wpół do dwunastej, ale niezbyt się tym przejęłam.
Po cichu zebrałam moje ubranie porozwalane po podłodze, a po krótkim namyśle ubrałam tylko świeże majtki i koszulkę.
Przeszłam do salonu, gdzie szybko uprzątnęłam pozostałości poprzedniego wieczoru. Jedzenie pochowałam do lodówki, brudne naczynia włożyłam do zmywarki. Nałożyłam jedzenia do miski Queirish i nalałam jej świeżej wody. Wypuściłam niezadowoloną kotkę z łazienki, sprzątnęłam jej kuwetę i szybko wskoczyłam pod prysznic. Wytarłam się puchatym ręcznikiem i przywdziałam mój niezbyt złożony strój. Przeparadowałam do kuchni i zaczęłam szykować śniadanie.
Wrzucałam szynkę do jajecznicy, gdy do kuchni wparował Lion.
-Dzień dobry, słońce-Pocałował mnie w czubek głowy.
-No witam-uśmiechnęłam się.
-Pakiet ze śniadaniem, widzę...
-A i owszem-odparłam, kończąc smażyć to jakże wykwintne danie. Nałożyłam dwie porcje na talerze, trochę więcej dla Liona, postawiłam obie na stole i zabrałam się za przygotowywanie kawy. Zrobiłam dwa czarne i mocne jak szatany espressa, postawiłam je na stole i zabrałam się do jedzenia.
-Wiesz... Dzisiaj mam wolne, więc może jeszcze byś nie uciekał?-mruknęłam i posłałam Lion'owi znaczący uśmiech.
Lionku? ;P Czo Ty na to? ;DD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz