niedziela, 24 stycznia 2016

Od Kayle'a CD James


Wsiedliśmy do auta James'a i po chwili wyjechaliśmy z parkingu na zewnątrz. Ruch był mały, a James rozmawiał przez telefon, bo zadzwonił jakiś jego kolega chyba. Wyciągnąłem telefon słysząc, że zapowiada się na dłuższą rozmowę i włożyłem słuchawki do uszu, by zamknąć się w świecie swojej pasji, jaką była muzyka...
Patrzyłem przez ociekającą kropelkami deszczu szybę, wsłuchując się w rytmy Green Day, My Chemical Romance i Three Days Grace. Totalnie odpłynąłem. Z zamyślenia wyrwały mnie wibracje oznaczające przyjście wiadomości. Spojrzałem na ekran. Powiadomienie z Messengera. Włączyłem aplikację i zobaczyłem kto pisze.
Kurde.
Miałem z miliard wiadomości od brata.
Otworzyłem konwersację. Najnowsze wiadomości jakie się wyświetlały brzmiały:
"Kayle"
"Kayle"
"Kayle"
"Kayle!"
"Kayle cholero mała czytaj to!"
"Kayle!!!"
"Mówi się!"
"Odbieraj te wiadomości"
Przeraziłem się, że coś się stało. Wiadomości tego typu było potwornie dużo i z każdym kolejnym przesunięciem palcem po ekranie stresowałem się coraz bardziej. Kiedy w końcu z sercem w gardle dotarłem do szczytu tych wiadomości, odetchnąłem z ulgą. Z tego wszystkiego zapomniałem oddychać.
"Jestem w Anglii, odwiedzę cię dzisiaj, mordo."
Zaraz stop...
DZISIAJ?! JAKIE DZISIAJ?! KIEDH ON TO NAPISAŁ?!
Spojrzałem przerażony na datę pierwszej wiadomości. Potem spojrzałem na dzisiejszą datę. W tej sekundzie rozładował mi się telefon.
- Holy shit! - wykrzyknąłem nagle, rzucając telefonem o ziemię, a krzuknąłem trochę głośniej niż sądziłem, bo James aż podskoczył na siedzeniu. Wyrwałem słuchawki z uszu.
- Boże święty, Kayle! Nie strasz tak, bo zawału dostanę! Prawie wjechałem w drzewo! - powiedział brunet patrząc na mnie.
- Muszę być w domu! Zawróć! - odparłem chowając słuchawki.
- Co cię tak nagle ugryzło? - spytał nie rozumiejąc mojego zachowania.
- Zawróć. - odparłem odpinając się i wstając.
- Whoa! Co ty wyprawiasz?! Nie można wstawać w czasie jazdy! - złapał mnie za koszulę, ale ja już byłem na tylnym siedzeniu i grzebałem w swoim plecaku.
- Błagam zawróć. - powtórzyłem.
- Dobra, ale dlaczego?! - spytał trochę przestraszony moim zachowaniem.
- Mój brat czeka pod drzwiami...! - odparłem wysypujac wszystko na tyle siedzenie i zaczynając szukać power banka.
- Że co? - zdziwił się.
- Zawracaj. - odparłem łapiąc za kierownicę i skręcając gwałtownie, przez co samochód wykonał zwrot 180 stopni znajdując się na przeciwnym pasie, czemu towarzyszył krzyk James'a.
- MATKO BOSKA! JEZUSIE NAJŚWIĘTSZY! - wrzasnął starając się zapanować nad wozem, a ja wróciłem do poszukiwań ładowarki. - NIGDY WIĘCEJ TAK NIE RÓB! CHCIAŁEŚ WYWOŁAĆ KARAMBOL?! - wykrzyczał zaczynając już normalnie jechać z powrotem w kierunku mojego mieszkania.
- Nie... Ale muszę być w domu. - odparłem i w końcu znalazłem ten cholerny power bank. Przechyliłem się na przednie siedzenie, by podnieść z ziemi telefon, którym cisnąłem wcześniej podłogę.
- Kayle siadaj, jasna chol.era, bo zaraz będzie wypadek. - powiedział James.
- Już siadam. Moment. - odparłem w koncu dosięgając przeklętego iPhone'a, by kucnąć na tylnym siedzeniu i podłączyć urządzenie do ładowarki. - No dalej no... - mruczałem pod nosem czekając z niecierpliwością, aż urządzenie się włączy. W końcu się włączyło. Wpisałem kod i napisałem błyskawicznie na klawiaturze do Giovanniego, że niedługo będę. No jasne! Skończyła mi się paczka danych! Nie wysłało się!
- James, da się szybciej? - spytałem zirytowany wrzucając nie przydatne urządzenie do plecaka.

<?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz