sobota, 16 stycznia 2016

Od Lucy cd;Damona


W pewnym momencie odniosłam wrażenie jakbym stała się pobocznym obserwatorem zdarzeń. Damon był stanowczy ale wyraźnie udręczony całą sytuacją. Zmieszanie w jego oczach utwierdziło mnie w przekonaniu, iż nie ma on zielonego pojęcia co się wczoraj stało. Byłam również pewna, że jeżeli nie chce schrzanić tej znajomości muszę wziąć się w garść i nad sobą zapanować. Chce się mną zaopiekować? Nie ma mowy... Nie chce być dla nikogo ciężarem. To dobry chłopak, inny już dawno miał by wylane na opętane dziewcze dlatego tym bardziej zasługuje na więcej.
- Damon...- wyszeptałam łamiącym się głosem-... Nie, nie Ciebie się boję
- To powiedz mi co Cię dręczy.- jego ton był głęboki, łagodny i uspokajający taki jakby gwarantujący bezpieczeństwo. Po plecach przebiegł mnie specyficzny dreszcz, a ja poczułam silną potrzebę aby się do niego przytulić, aby poczuć się pewnie oraz zatrzymać galopujące serce.
Spojrzałam mu pytająco w oczy i niewiele się zastanawiając podeszłam do niego objęłam go mocno rękami, a twarz wtuliłam w jego umięśnioną piers. Wyczułam jak gwałtownie się spiął wyraźnie zaskoczony moją reakcją. Niepewnie pogładził mnie po plecech i głęboko westchnął jednak mnie nie odepchnął. Staliśmy tak chwilkę nim się od niego derwałam i z lekkim rumieńcem na buzi wzruszyłam ramionami.
- Skutecznie przerwałaś rozmowę- rzucił, a ja nie byłam pewna jak to zinterpretować -...ale prędzej czy później... Ava o niektóych rzeczach nie da się po prostu nie mówić. Jeżeli coś Cię dręczy to powiedz, będzie Ci lżej. Jeżeli masz problemy to powiedz jakoś temu zaradzimy.
- My? Damon...
- Jeny, ależ z Ciebie osioł. - przewrócił oczyma. - Pamiętaj możesz na mnie liczyć.
- Tak? - zapytałam i wyciągnęłam w jego stronę mały palec. Może to i dziecinne ale robiłam tak od zawsze i nie widzę przeciwwskazań by tego zaprzestać.
- Tak. - spojrzał pytająco a ja prychnęłam typowym dla mnie śmiechem.
- Na paluszek. No już ! Dawaj. Nie wymigasz się. - powiedziałam stanowczo, a on się uśmiechnął wyraźnie rozbrojony.
- Tak jest psze pani.- zasalutował i złączył nasze palce. Ten niby niewinny gest znaczył dla mnie o wiele więcej niż obietnica. - Mam prośbę. - podjęłam temat.
- Co tylko zechcesz.
- Uważaj co mówisz. - poradziłam po czym lekko go szturchnęłam ciesząc się w duchu, że na razie odpuścił temat. - Poszedł byś ze mną na urodziny? Moja dziana koleżanka specjalnie tu przyleciała, z innymi ludźmi abym mogła być na jej osiemnastce. To będzie coś na kształt balu i z wystawnym bankietem. Sporo zadufanych ludzi, generalnie totalna nuda. Ale głupio nie przyjść i głupio przyjść samemu... To jak?
- Rozumiem, że garniak obowiązkowy?
- Niestety.
- A Ty ? Ubierzesz sukienkę? - uśmiechnął się znacząco.
- Nie masz na co liczyć ! Wystartuje w worku na ziemniaki, aby godnie się prezentować obok twego boku - zakpiłam.- No zgóóóóódź się.
- Dobra już dobra.
Zadowolona podałam mu adres i wręczyłam ekstrawaganckie zaproszenie: " Dla osoby towarzyszącej Lucy Avie Mii Chole Patterson". Oznajmiłam, że ipreza zaczyna się o 18 ale poprosiłam by zjawił się chwilę przed. jednak ten uparł się, że po mnie przyjedzie. Co do tego, że nie wygram tej batali byłam pewna. Czasem trzeba skapitulować.
Pożegnaliśmy się i każde z nas zajęło się przygotowaniami. Wymyłam się, lekko podkręciłam włosy. Moje powieki przyozdobiły cienie do powiek w morskim kolorze i cienka, czarna kreska. Na ustach pojawiła się bladoróżowa, matowa szminka. Ubrałam moje drobne diamentowe kolczyki, które przynosiły mi szczęście. To mój jedyny prezent od Lionella. Podeszłam do szafy i wzięłam moją ukochaną, najładniejszą sukienkę również w kolorze morskim. U góry gorset z drobną koroną uwydatniał mój biust, a dolna część była tiulowa i rozłożysta. To wszystko dopełniły 10 centymetrowe szpilki dzięki, którym będę mniej wiecej wzrostu Damona oraz zarówno czarne bolerko jak i kopertówka. Szybko zerknęłam w lustro i stwierdziłam, że już lepiej nie będzie. Powoli aby się nie wywrócić zeszłam na dół i tak jak się spodziewałam mój towarzysz już był. Korzystając z faktu, iż mnie nie zauważył napawałam oczy widokiem jego umięśnionego ciałaa w klasycznym a zarazem chole.rnie seksownym garniaku. Stał oparty biodrem o framugę wejścia do motelu i marynakrę miał przewieszoną przez ramię. Chryysteee...
Skradałam się do niego po cichu kiedy nagle nogi odmówiły mi posłuszeństwa i runęłam jak długa. Na całe szczęście mnie złapał chroniąć przed totalną katastrofą.
- Ty to potrafisz zrobić niezłe wejście - zakpił, ustawił mnie do pionu po czym zlustrował wzrokiem. - O sh.it... Niezły ten Twój worek... - wymamrotał z uznaniem.
- Twój również. - uśmiechnęłam się.
- Ślicznie podkreśla Twoje oczy. - rzucił dwuznacznie
- Powiem Ci w tajemnicy, że taki był zamysł - posłałam mu oczko. - Zatem gdzie nasza limuzyna?
- Limuzyna? - udał zdziwienie - przyjechałem autobusem.
Pokręciłam głową i zdzieliłam go lekko w ramię.
***
Na miejscu byliśmy punktualnie, Damon wysiadł i otworzył mi drzwi. To było tak bardzo dżentelmeńskie i miłe aż zaparło mi dech w piersiach.
- Dziękuję.
Objął mnie ramieniem i ruszyliśmy w stronę ogromnego, rozłożonego namiotu, gdzie mieliśmy zastać solenizantkę. Rozglądałam się w około nie poznając połowy ludzi.
- Ava! - usłyszałam znajomy głos zza pleców. Odwróciłam się i dostrzegłam ją. Idealną, wysoką, zgrabną, śliczną i bogatą Nicole. Była urzeczywistnieniem wszelkich męskich marzeń, a ja zwsze chowałam się w jej cieniu. Było mi tak po prostu wygodniej, w tamym okresie życia nie miałam ochoty by być zauważaną, nie miałam ochoty aby w ogóle żyć... Prawda jest taka, że nienawidzę tej dziewczyny, ale nieświadomie robiła mi za tarczę przed całym światem.
- JEeju ~! - wykrzyknęłam ściskając się z nią po przyjacielsku. - Wszystkiego najlepszego ! Chciałabym życzy...- spojrzałam na nią, jednak soleniazantka była wyraźnie, aż nadto zainteresowana moim partnerem. -....przedstawić Ci Damona. Jest moją osobą towarzyszącą.
To co się dalej stało było po prostu śmieszne! To puste dziewcze podeszło do niego, uściskało mało go nie obśliniło i starało się skupić 150% jego uwagi.
Lucy, Lucy spokojnie. Wdech i wydech. Sama żeś go tu przyprowadziła. Kurczaki.
Podeszłam do kelnera po czym wzięłam z jego tacki kieliszek szampana. Zdążyłam go odstawić rzecz jasna pustego kiedy obok mnie pojawił się Xavier.
- Czarująca co ? - wymamrotałam.
- Hmm?
- Nie ważne. Podobasz jej się.
- Doprawdy? Nie zauważyłem. - prychnął lekceważąco - Zatańczymy?
- Jasne. O ile umiesz dobrze poprowadzić - uśmiechnęłam się do niego słodko - wiesz u mnie średnio z poruszaniem się. - nawiązałam do swojego nie zbyt kobiecego wejścia.
Ledwo ruszyliśmy w takt muzyki kiedy między nami pojawiła się Nic. Słowo daję użyłam całej swojej silnej woli żeby jej nie walnąć w tą śliczną buźkę.
- Odbijany - oznajmiła i pociągnęła Damona za sobą, a mi do tańca pozostał jakiś brunet, równie skonsternowany jak ja.
- Idę się napić. Nie wiem jak Ty.- burknęłam i oddaliłam się od parkietu. Tym razem pokusiłam się na shota. Czułam się obserwowana i wcale mi się to nie podobało, gdyż byłam pewna, że to nie Xav. Rozejrzałam się w popłochu. Nie ma opcji aby w tym tłumie ludzi wyhaczyć obserwatora.
Dostrzegłam chłopaka i ruszyłam w jego kierunku, a na scenie rozległy się trzaski mikrofonu po czym głos solenizantki.
- Dziękuję wszystkim za przybycie ! To dla mnie bardzo ważne. - pieprz.yła coś raz po raz i prawie jej nie słuchałam, aż nagle stanęłam jak wyryta. - Królem balu większością głosów zostaje Damon! A królową wiadomo JA ! HIHI
NIE! Do chole.ry! Ona robi to celowo.
Wywołali go na scenę gdzie ich ukoronowano. Przewróciłam oczyma.. ma do tego prawo. To jej urodziny. Wpatrywali się w siebie, a ja czułam się jak intruz w tej całej beznadziejnej sytuacji. Każdy dostał po kieliszku szampana i wznieśliśmy toast za królewską tfu parę. Rozległy się oklaski, okrzyki oraz inne huczne dźwięki, a ja wycofałam się ponownie do barku. Nie powiedziałam nic barmanowi, gdyż byłam w pełni świadoma, że główkę to ja mam słabiutką jednak ten postawił przede mną jakiś dziwny trunek.
Dziś, 00:50 Zgłoś
Nie wiele myśląc wychyliłam go i mało się nie porzyga.łam. O mamusiu... Jakie to ustrojstwo było mocne. Wstałam i zachwiałam się na nogach. Powoli małymi krokami opuściłam namiot następnie udając się na tyly ogrodu gdzie mogłabym zaczerpnąć świeżego powietrza z dala od wszystkich tu zgromadzonych.
Było ciemno po plecach przeszły mi ciary, moja intuicja nakazała powrócić do namiotu jednak alkohol ją przyćmil.
- Zostaliśmy sami co ? - ktoś wyszeptał mi do ucha po czy mnie objął. Jego perfumy były duszące, a włosy charakterystyczne. Już je gdzieś widziałam. - Nie chciałaś tańczyć. Może teraz znajdziesz dla mnie chwilkę czasu ślicznotko.
- Nie wydaje mi się. - wzdrygnęłam się i odepchnęłam go z całej siły. Jednak chłopak od tańca nie dawał za wygraną ponownie objął mnie ale tym razem w tali i w dodatku z zamiarem pocałowania. W tamtej chwili niczym rycerz na białym koniu zjawił się mój wybawiciel i odepchnął nachalnego pantoflarza.
- Trzymaj swoje łapska zdala od niej. Nie słyszałeś?! ONA NIE JEST ZAINTERESOWANA! - po charakterystycznym akcencie stwiedziłam, że to Damon.Ojej jest moim bohaterem. Walnął mu po mordzie i podszedł do mnie.
- Nic Ci nie jest?
- Nie. - zapewniłam
- Chodź zmywamy się stąd. - wyciągnął w moim kierunnku rękę a ja ujęłam.
- Jestem jak najbradej za - wymamrotałam niewyraźnie. Alkohol choć niewielka ilość i tak już dawała mi się we znaki.- Byłeś zerem, a zostaeś bohaterem - zachichotałam zadowolona, że udało mi się zrymować. - Wolniej !
- Jeju Lucy... - nieco się rozluźnił widząc moją nieporadność. Ale o co ta spina? Doktor zło został pokonany! DObro wygrało!
-Nie dam rady dalej iść. Mówię poważnie.-Pokręcił głową i wziął mnie na ręcę jak pannę młodą. Nie ukrywając zadowolenia zarzuciłam mu ręce na szyję. - ślicznie pachniesz. Odwieziesz mnie do domu?
- Nie ma mowy, abyś w takim stanie siedziała sama. Nawet nie chce myśleć o tym obskurnym motelu.
***
Damon wniósł mnie również po schodach do swojego mieszkania. Położywszy mnie na kanapie, zniknął w kuchni, a następnie wręczył mi jakieś ohydztwo do wypicia. Protestowałam ale zachęcał mnie do tego jak małego dzieciaka.
- Rozbierzemy Cię z tej ślicznej sukienki co?
Pomógł mi ją ściągnąć, a jako piżamkę dostałam jego koszulę. Siedziałam u niego w domu, w jego koszulce, w samych gaciach i patrzyłam jak sam się rozbiera.
- Chodź pokażę Ci sypialnię.
- Jak to mi? - rozdziawiłam buzię nie próbując ukryć nawet szoku.
- Ja będę spał na kanapie.
-Nie proszę nie! - skomliłam.
- Co jest? - zapytał wyraźnie zaniepokojony.
- Boję się.
- Znów? O co chodzi Lucy... - przyciągnął mnie do siebie i lekko przytulił
- Położymy się razem? - poprosiłam błagalnym tonem.
- Tak, jeśli powiesz mi dlaczego.
Weszliśmy do sypialni. Niewielka.Ciemna.Straszna. Trzymałam się go kurczowo stojąc jak wyryta tak, że musiał zanieść mnie do łóżka. Położył się obok nakrył nas, a ja się w niego wtuliłam. Ziewnęłam i czułam się bezpieczna, dlatego też pozwoliłam aby pochłonił mnie sen.
- Panicznie boję się ciemności, małych pomieszczeń oraz wody - wymamrotałam.
***
Obudziłam się z lekkim bólem głowy. Czułam się na pewno lepiej niż powinnam. Kiedy otworzyłam oczy napotkałam intensywne spojrzenie Damona. Damona? CO ?!
Leżałam z przerzuconą przez niego nogą i głową na jego ramieniu. Zerwałam się z łóżka i przetarłam oczy. Okay... Nie wiem jak znalazłam się w jego łóżku będąc w samych gaciach ale wiem, że jest to dość dziwne.
- Ekhm... - zaczęłam zażenowana. - Damon... Czy my? No wiesz no... - zarumieniłam się i przeczesałam ręką rozczochrane włosy.

< Damonku? I co Ty na to <3 ? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz