czwartek, 14 stycznia 2016

Od Namjoon'a cd Jerry'ego


Chłopak był naprawdę uroczy. Miał taki miły dla ucha głosik, słodki uśmiech i śnieżnobiałe ząbki.
-Ach, brałbym jak rolnik dotację z UE~! – pomyślałem.
-Ej! - krzyknęła moja druga strona - Namjoon, zbolu! O czym ty, do jasnej ciasnej myślisz?! Nawet nie wiesz, czy jest wolny, a ty już masz brudne myśli. - spoliczkowałem się w myślach za swoje nieodpowiednie zachowanie. To było trochę nierealne. Ja i taki śliczny chłopczyna. Marzenia. Do najbrzydszych nie należałem, to fakt, ale zapewne dzielił nas spory przedział wiekowy i możliwe też, że również orientacja. Poza tym... nawet jeśliby coś z tego jednak wyszło, to nie trwałoby to zapewne długo. Być może za kilka lat ja i moi koledzy z grupy będziemy sławnym zespołem. Stada fanów i fanek niekoniecznie muszą się spodobać chłopakowi, który chciałby mnie mieć tylko dla siebie. Jednak to nie odwiodło mnie od planowania prób zaprzyjaźnienia się z czarnowłosym klientem. Na tamtą chwilę musiałem się jednak bardziej skupić na pracy.
Skończyłem pakowanie swoich gratów i zadzwoniłem po Taehyung'a – swojego kolegę z zespołu, który zapewne siedział znudzony na kanapie przeglądając kanały.
-Witaj. Połączyłeś się z marsjańską ambasadą. Z tej strony Vi. Zapewne nie odbieram telefonu, ponieważ jestem zajęty trzepaniem sobie konia na widok ostro pieprzących się osobników ludzkich płci męskiej. Zostaw wiadomość po usłyszeniu sygnału mojego erotycznego spełnienia. Ach~! - ja osobiście zdębiałem i zaraz stałem się poważny.
-Vi... wiem, że to nie poczta głosowa. - skwitowałem – Chodź... byłoby dosyć zabawnie, gdybyś tak ową sobie ustawił. - słyszę chichot po drugiej stronie.
-Mam taką tylko po prostu odebrałem wiedząc, że jak tego nie zrobię, to na najbliższym treningu skopiesz mi tyłek. Hihihi~! - brecht po drugiej stronie zniesmaczył mnie. Złapałem się za głowę, nabrałem powietrza w płuca i na jednym wydechu spytałem.
-Co brałeś? Matka wie, że ćpiesz? - jeszcze większy śmiech – Grrr... ogar dupę! Jak jednak jesteś trzeźwy to nie obraziłbym się, gdybyś przyjechał po mnie. Za dużo czasu stracę na wleczenie się metrem. - westchnąłem – Zapowiada mi się zarwana nocka.
-Że też masz ochotę dalej siedzieć w tej branży. Samo utrapienie z taką robotą. Jeździsz tam i z powrotem malując nerdom rysuneczki. - westchnął. Usłyszałem jak podnosi się ze skrzypiącej kanapy.
-Nie jestem tak fotogeniczny, jak ty, żeby być modelem. - rzuciłem niedbale na co tylko usłyszałem coś w stylu pochlebnego stęknięcia.
-Ha! Bitch, I'm fabulous. Dobsz, już jadę po pana malarza. - i się rozłączył. A miałem ochotę rzucić mu czymś, co by go zgasiło, meh. Miałem jeszcze kilka minut zanim przyjedzie mój szofer, więc udałem się na górne piętro, gdzie siedzieli właściciele stoisk czekając na swój trasport. Zamówiłem sobie kawę i ciasto truskawkowe. Zająłem miejsce przy oknie i wypatrywałem Taehyunga. Myślami wciąż byłem przy Jerry'm. Myślałem, co mógłbym mu narysować. Przecież nie mógłbym mu narysować samego kota. Wykazałbym się wtedy brakiem kreatywności. Po kilki minutach przyjechał Vi i zatrąbił. Nawet nie będąc przy oknie rozpoznałbym ten klakson. Wstałem i zbiegłem po schodach na dół. Sięgnąłem po swoją torbę i wyszedłem z budynku kierując się do pojazdu. Taehyung oczywiście z zacieszem od ucha do ucha macha do mnie łapami, jakby chorował na zespół downa. Wsiadłem na miejsce obok kierowcy.

-Yo. - rzuciłem niedbale.

-A gdzie buziaczek za dobre serce? - spytał nadstawiając swój policzek.

-Po powrocie idź do Jungkook'a i jego poproś o całusa. - machnąłem niedbale ręką – On ci ich nie szczędzi.

-Okey. - odpowiedział i ruszyliśmy w stronę mojego osiedla.

~~~Pod moim mieszkaniem~~~

Wysiadłem z samochodu.

-Kiedy w końcu do nas wpadniesz? Trzeba trochę popracować nad płytą. - rzucił Taehyung.

-Wiem. Za jakies trzy dni będę wolny. Teraz ten konwent i później powinienem mieć wolny grafik. - odpowiedziałem będąc świadomym kolejnego małego problemu na mojej głowie.

-Nie żebym cię pospieszał ani nic... rozumiem, że również musisz się z czegoś utrzymać, ale wiesz... być może za pare lat nie będziemy musieli się tak wysilać. - uśmiechnął się rozmarzony.

-Nawet nie wiesz ilu niespełnionych muzyków dzisiaj grało na ulicy. Trzeba być realistą, Tae. Myślę, że powinniśmy trzymać się bardziej naszych stałych prac. Zawsze może nie wyjść. - wzruszyłem ramionami. Chłopak skrzywił się. Czułem, że jest wściekły.

-Czapka by ci z głowy nie spadła, gdybyś choć raz powiedział nam, że wierzysz w nasz sukces. - mruknął – Rozróżniaj bycie realistą, a pesymistą.

-A ty zacznij rozróżniać bycie realistą, a optymistą. - warknąłem i trzasnąłem drzwiami kierując się w stronę swojej klatki. Znalazł się... psycholog, kuźwa mać. Teahyung wcisnął gaz i jak najszybciej odjechał. Niech się foszy, proszę bardzo. To wolny kraj.

Wszedłem do swojego mieszkania, zapaliłem światło w salonie i otworzyłem okna, by do środka napłynęło trochę świeżego powietrza. Od razu zaparzyłem sobie herbaty, którą będę się doładowywał w czasie pracy. Oczywiście zza drzwi mojej sypialni wyszedł nieco zaspany Rapuś. Przemknął przez śliskie panele i wskoczył na stolik kuchenny. Zeskoczył z niego i starannie mnie obwąchał.

-Rapuś... spokojnie. Nikt się do mnie nie dobierał. - uśmiechnąłem się – Dzisiaj też będę pracował do późna... wybacz. - pupil przeniósł się na sprzęt grający i zaczął grzebać wśród płyt. Wsadził jakąś i puścił. Dobrał się do kojącej moje nerwy wiolonczeli.

-Oj, Rapuś... ty swego pana najlepiej znasz. - podszedłem i pogłaskałem go po głowie – Wiesz, że nigdy nie chcę dla nikogo źle. Nie chcę też dawać złudnej nadziei, ale... kogo to obchodzi. Nadzieja matką głupców. - parsknąłem i usiadłem przy biurku wyjmując przybory rysunkowe. Rapuś usadowił się na moich kolanach i zaczął cicho charczeć... coś na kształt kociego mruczenia. Przetarłem dłonią czoło. Przez kłótnię z kolegą straciłem wszystkie chęci. Miałem ochotę rzucić się do łóżka i zniknąć w cudownej krainie Morfeusza. Ha... mogłem sobie jedynie pomarzyć. Mozolnie zabrałem się za rysunki. Po trzecim już jakoś odruchowo zacząłem robić resztę, jak kserokopiarka. Były tak samo dokładne, ale zawierały nieco mniej mnie, czyli serca, jakie wkładałem w każdy rysunek.



~~~Około 2 nad ranem~~~



Skończyłem właśnie przedostatni rysunek z mojej listy. Został mi jeszcze jeden... ten dla Jerry'ego. Starałem się wytężyć umysł i coś wymyślić. Rozejrzałem się po pokoju... żadnej weny. Westchnąłem i sięgnąłem po swoją pamiątkę, czyli kubeczek. Wtedy do głowy wpadł mi pomysł wręcz genialny. Z zapałem zabrałem się za pracę. Przynajmniej wtedy zapomniałem o tym co zaszło dzień wcześniej.



~~~Rankiem~~~



Położyłem się około wpół do czwartej, a wstałem już o szóstej. Ogarnąłem się i skorzystałem z komunikacji miejskiej. Bardzo wcześnie byłem na miejscu. Kolejna rutyna się zaczęła. Ponownie rozłożyłem całe stoisko i czekałem na następnych zamawiających. Kilka minut później przyszło kilka osób po swoje wcześniej zamówione rysunki. Były nie mniej zachwycone, jakbym rysował je z sercem. Po chwili moim oczom ukazał się czarnowłosy znajomy. Nieśmiało podszedł.

-Mam rysunek dla ciebie. - ożywiłem się i z wielką satsfakcją podałem mu do rąk obrazek przedstawiający jego jako rebelianta z błękitnym mieczem świetlnym, kocimi uszami oraz ogonem w towarzystwie robota przypominającego kota.



( Jerry? )

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz