środa, 20 stycznia 2016

Od Jerry'ego CD. Namjoona :


Niekontrolowanie moją twarz spowił rumieniec. Trzymany w dłoniach malunek, dokładnie obejrzałem, dotknąłem i wyobraziłem sobie w ramce, nad swoim łóżkiem. Zakryłem dłonią twarz, aby ukryć moją przesadną reakcję.
- Nie podoba ci się..?- buźka przystojnego geniusza, wykrzywiła się w lekkim zawodzie.
- Jest cudowny.- zabierając rękę, pokazałem mu uśmiech, aż po zęby mądrości.
Chłopak oczywiście go odwzajemnił.
Porozmawialibyśmy pewnie dłużej, gdyby nie kolejka wściekłych spojrzeń, dźgających mnie w plecy.
- Dziękuję za rysunek. Będę się już zbierał...- skinąłem mu głową.
Wydawał się sympatycznym człowiekiem. Cały czas się uśmiechał, ach ~ te dołeczki.. zaiste orzeźwiające. Mimo tego, że nie byłaby to ta "zróżnicowana" przyjaźń Azjata x Amerykanin, tylko Azjata x Azjata, to chętnie bym się z nim za kumplował. Potwierdził mnie w tym pomyślę, jego delikatny uśmiech i smutne oczy, towarzyszące mojemu odejściu z tłumu. Przycisnąłem rysunek do klatki piersiowej i z dumnie uniesioną głową, ruszyłem aż do drzwi wyjściowych.
- Paczaj!Paczaj! Azjata! OMG! <3 - jakieś dziewczynki w okresie dojrzewania, zaczęły wskazywać na mnie białymi paluszkami. Już współczuję mojemu rodakowi, z drugiego końca budynku... Jutro chyba, aż przyjdę, by zobaczyć, czy przeżył. Jeśli wygra z napalonymi piętnastolatkami, będę miał dobrą okazję, to nawiązania rozmowy! Może coś w stylu "Hej! Przyszedłem zobaczyć czy żyjesz!", ugh.. nie. To oczywiste, że będzie żył! No chyba, że zdarzyłby mu się jakiś wypadek, czy coś..., nie! To się nie stanie...
Przekroczyłem drzwi budynku, automatycznie wychodząc na sporych rozmiarów parking. Było dziś wyjątkowo ciepło. Co jakieś czas zrywał się wiatr, ale nie było to szczególnie dużym problemem, nie kiedy mam swoją, wełnianą czapkę! Jako, że jest wiosna, nie spotykam na ulicy zbyt wielu dzieciaków w moim wieku. Zapewne studiują czy cuś... Nie ma to, jak skończenie nauki domowej i wyemigrowanie na drugi koniec świata! Yea!
"Podniosłem się na duchu" i stanąłem przy pasach, czekając na zielone światło. W momencie, gdy ludzik zrobił się pomarańczowy, ktoś złapał mnie za ramię. Podskoczyłem, jak ten kot od ogórka i odwróciłem się do oprawcy. Kto by pomyślał! Był nim białowłosy Koreańczyk, który nie wiedzieć czemu, nie stał przy stoisku.
- Przeszkadzam?- zaśmiał się, pokazując zęby.
- Niee..- Gratki, tak, wiem, wypowiedź na bardzo wysokim poziomie...
- Przepraszam, że zatrzymuję cie tak nagle, ale pomyślałem, że może chciałbyś się kiedyś spotkać? Zawsze dobrze poznać jakiegoś Koligata z Korei! - klepnął mnie w plecy.- Oraz, jeśli chcesz, mógłbym wtajemniczyć cię nieco w tajniki mieszkania w Londynie.
W wypadku mojej nieśmiałości, nie jestem skłonny do odpowiedzi.., zamiast tego, sięgnąłem po telefon, który chłopak ściskał w dłoni. Ten nie protestował, ale można było wyczytać z jego twarzy, lekką niepewność. Szybko włączyłem kontakty i poklikałem kilka guziczków.
- To mój numer. - oddałem mu urządzenie.
Nie będąc do końca pewnym, co zrobić w tej, wyjątkowo zbyt romantycznej sytuacji, jak na dwóch facetów, skłoniłem mu się szybko i uciekłem na zielonym świetle. O Panie! Czemu nie mogę być dziewczyną!?
< Namjoon??? Sorałkę za nieobecność ;-; i za opko, beznadziejnie wyszło >< >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz