poniedziałek, 25 stycznia 2016

Od Kayle'a CD James

Jeszcze zanim James zatrzymał samochód otworzyłem drzwi i wyskoczyłem przed drzwiami na klatkę schodową.
- Kayle! - doszedł mnie okrzyk James'a i pisk opon, ale ja już nie słuchałem. Potknąłem się, jednak jakoś odzyskałem równowagę i wbiłem na schody, by zacząć biec na górę. Eh. Dlaczego muszę mieć taką słabą kondycję i mieszkać tak wysoko?!
W połowie drogi byłem zdyszany jak maratończyk i nie czułem nóg, przez co znów się potknąłem i o mały włos nie wylądowałbym ryjem w betonowych schodach, czego chyba cudem uniknąłem. W końcu Ostatnie piętro. Pokonałem ostatnie cztery stopnie na raz i wypadłem na korytarz. Jeszcze jeden zakręt. Wyleciałem pod swoje drzwi i wbiegłem w brata.
- Matko święta, Kayle kretynie! - krzyknął lądując na tyłku na ziemi, kiedy ja rzuciłem mu się na szyję. - Chciałeś mnie zabić?! - parsknął śmiechem.
- Przepraszam, że musiałeś czekać...! Nie widziałem twoich wiadomości...! - powiedziałem ściskając starszego brata, przy którym wyglądałem jak zniewieściały trzynastolatek.
Giovanni nie zmienił się prawie wcale. Wciąż miał ponad metr osiemdziesiąt, silne ramiona będące efektem stałych wizyt na siłce, krótkie blond włosy z naturalnymi ciemnymi pasemkami rozrzucone w artystycznym nieładzie, a do tego lekki kilkudniowy zarost, śnieżnobiałe zęby oraz błękitne lodowe oczy. Nawet tak samo się ubierał. Miał na sobie doskonale mi znaną jasnoszarą koszulkę z krótkim rękawem i nadrukiem głoszącym: "Kiss my ass, bitch" i biało-czerwone jordany, plus czarne rurki i na wierzchu czarna skóra. Wdychałem jego znajomy zapach, którego nie czułem od czterech lat, kiedy wyjechał do Włoch za pracą, a potem ja wyjechałem, akurat kiedy on wrócił i się minęliśmy.
- A gdzie żeś się znowu szlajał, że nie było cię w domu, co? Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że uganiać się za dziewczynami! - parsknął czochrając mnie po włosach.
- Ej no...! - odskoczyłem poprawiając włosy, na co on parsknął śmiechem. Wtedy u wylotu korytarza pojawił się James.
- Co ci do głowy strzeliło, żeby wyskakiwać z samochodu, zanim się nie zatrzymałem?! - krzyknął jeszcze zanim nie podszedł. Giovanni nagle przestał się śmiać i spojrzał na mnie dziwnie.
- A ten to kto? - spytał po dłuższej chwili niezręcznej ciszy. Nosz kurde.
- Um... Giovanni, to jest James. James, to mój starszy brat, Giovanni. - przedstawiłem ich sobie, w czasie kiedy Giovanni podniósł się z ziemi i otrzepał spodnie z niewidocznego kurzu. Obrzucił James'a spojrzeniem.
- Widzę, że jednak znalazłeś sobie jakiegoś kumpla. Mam tylko nadzieję, że niczego nie bierze. - oznajmił mierząc bruneta trochę nieprzychylnym i podejrzliwym spojrzeniem.
- N-nie! Nic z tych rzeczy! - wypaliłem od razu.
- Niewinny nie musi się tłumaczyć. - powiedział Giovanni klepiąc mnie po głowie.
Otworzyłem drzwi i wpuściłem ich oboje do środka. Przywitał nas Mortimer, który od razu wskoczył Giovanniemu na ręce.
- Ło Jezu! Jakisz on jest roskośny!!!! - Giovanni zaczął drapać mopsa za uszami i po brzuchu, a ten był w niebo wzięty.
- Napijesz się czegoś? - zapytałem kierując się do kuchni. Poszedł za mną wciąż mając Mortimera na rękach. Nalałem dla nas wszystkich coli do szklanek. Usiedliśmy w salonie. Wymieniliśmy kilka, kilkanaście, zdań z Giovannim odnośnie tego, co się dzieje, jak u nas nawzajem i jak ma się mama, co robię i takie rzeczy. Kiedy takie wstępne rozeznanie mieliśmy za sobą, Giovanni spytał James'a:
- No. To teraz ty mi coś o sobie powiedz. Jak poznałeś moją mordę? - spytał rzucając Mortimerowi smakołyk.


<?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz