piątek, 15 stycznia 2016

Od Kody cd Kai'a

Uśmiecham się promiennie do poważnej, wręcz smutnej kelnerki, która bez pośpiechu stawia na stoliku drewnianą tacę z filiżankami kawy. Kobieta zauważa mój beztroski uśmiech i mimowolnie odwzajemnia go, po czym odchodzi, przyjmując wcześniej ode mnie krótkie "dziękuję". Już dawno temu zdążyłem zauważyć, że odpowiedni wyraz twarzy osoby, z którą ma się kontakt potrafi wpłynąć na emocje, więc zawsze staram się emanować spokojem oraz radością, często dzięki temu w rozmowach o pracę łatwiej się porozumieć. Przysuwam do siebie porcję czarnej, mocnej kawy, którą zaraz słodzę tylko odrobiną cukru. Nie lubię przesłodzonych napojów, poza tym przyda mi się jakiś kopniak po dzisiejszym szoku. Nie dość, że obudziłem się w łóżku obok Kai'a, to jeszcze Atrey postanowił wpaść do Londynu, coby zniszczyć mi życie. Dziękuję ci wspaniały świecie za tak miłe niespodzianki, ciekawe co się jeszcze dziś zdarzy? Obserwuję dłoń towarzysza, która hipnotycznie zatacza kółka łyżeczką w kawie. Popadam w marazm i zastygam w bezruchu, który utrzymuje mnie przez kilkanaście sekund, chociaż mnie wydał się wiecznością. Budzę się dopiero, gdy podnoszę wzrok na twarz mężczyzny i orientuję się, że Kai wpatruje się we mnie. Automatycznie spuszczam wzrok, przez przypadek "zahaczając" oczami o jego oczy. Mija kilkanaście setnych, które sprawiają wrażenie dwóch godzin, a potem wbijam zawstydzone spojrzenie w czarną ciecz parującą prosto na moje okulary. Bicie tętna znacznie wzrosło, tylko, do jasnej anielki, czemu?
Upijam kilka łyków gorącego napoju, kompletnie nie przejmując się tym, że delikatnie poparzyłem sobie język, a potem przenoszę uwagę na okno, a za nim szarą ulicę oraz kolorowe budynki sklepów, butików i kwiaciarni, w której pracuję. Potem patrzę na przejście dla pieszych, na nim stoi... klnę cicho pod nosem, widząc znaną mi sylwetkę mojego byłego. Natychmiast dostaję ataku paniki i chociaż jej nie ukazuję, wewnątrz trzęsę się jak galareta. Najwidoczniej Kai dostrzegł moje zaniepokojenie, bo ku mojemu zaskoczeniu poczułem jego dotyk na dłoni, a do uszu dotarł ten jaskółczy głos. Przytakuję nerwowo, po czym kilkoma łykami kończę czarną kawę i razem udajemy się w stronę wyjścia, gdzie od razu moje włosy zostają zaatakowane przez dłoń mężczyzny, a ja mimowolnie zaczynam uciekać jakimikolwiek możliwymi sposobami od Kai'a.
- Przestań no! - nadymam śmiesznie policzki i robię dzióbek z niezadowolenia, odwracając głowę niczym obrażona na manikiurzystkę kokietka. Jednak po chwili śmieję się sam z siebie, całkowicie zapomniawszy o tym, że po drugiej stronie ulicy stoi Atrey wbijający we mnie mordercze spojrzenie. Mimo wszystko wciąż czuję drobny lęk przed tym gościem, więc bez dłuższego zastanawiania się łapię Kai'a za rękę i ciągnę go w kierunku kwiaciarni. Wchodzę razem z towarzyszem dzięki zapasowym kluczom, gdyż zwykle o tej porze szefowa ma godzinną przerwę i w tym czasie wraca do domu na obiad. Prowadzę mężczyznę na tyły dosyć obszernego sklepu połączonego z magazynem na kwiaty. Wypycham kolegę przez tylne drzwi prosto do ogrodu, który był prywatną posesją wykupioną przez przełożoną, ale ja dostałem go pod swoją opiekę ze względu na smykałkę do roślin. Jest wiosna, dlatego też tutejsze kwiaty zdążyły wykiełkować w większości, niektóre rozwinęły już swoje pąki, sprawiając, iż ogród wyglądał nieziemsko pięknie.
- Przerażający z niego człowiek... - mruczę pod nosem, osuwając się na ziemię.

<Kai?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz