sobota, 2 stycznia 2016

Od Magnusa CD Rin

Kiedy wróciłem do domu wyprowadziłem mordki, a potem spotkałem się z jednym ze starych kumpli, który akurat był w Londynie przejazdem.
Pogadaliśmy, powspominaliśmy czasy hazardu w Las Vegas i te kace tysiąclecia po całonocnych imprezach, trochę się pośmialiśmy, powłóczyliśmy po całym mieście w towarzystwie moich mordeczek, a potem on musiał już iść na samolot, więc odwiozłem go na lotnisko i pożegnałem, a potem wróciłem z mordkami do domu.
Nakarmiłem je i sam zamówiłem sobie sushi, a po kolacji poszedłem się ogarnąć i spać, to znaczy oglądać film. Zasnąłem około trzeciej nad ranem, a o ósmej obudził mnie jęzor Giovanniego.
- Mordo... co ty robisz...? - wymruczałem starając się na oślep odepchnąć ogromny pysk od swojej twarzy, jednak pies był silniejszy ode mnie. - No już wstaję, wstaję... Daj mi pięć minut... może piętnaście w porywach do sześćdziesięciu... - mruknąłem odwracając się do psa tyłem. I to był błąd.
Siedemdziesiąt kilo mięśni i futra plus do tego tona śliny i ogromne łapska położyło się na mnie i wgniotło w łóżko, aż się dziwie, że materac wytrzymał.
- Poddaję się...! Powietrza...! Giovanni złaź ze mnie, grubasie...! - wydusiłem spod ogromnego cielska. Pies polizał mnie raz jeszcze i zadowolony z siebie merdając ogonem zszedł ze mnie, przez co znów mogłem oddychać. Spojrzałem na niego żałośnie ociekając śliną.
Poszedłem się ogarnąć i umyć ze śliny, po czym wziąłem jabłko w rękę i wyszedłem z mordkami na spacer do parku.
Tam spotkałem Rin.
- Czyżbym miał rację i braciszek zabronił ci się ze mną spotykać, piękna? - spytałem na dzień dobry i nakazałem psom spokój, na co natychmiast przestały ujadać. Z mej twarzy nie schodził uśmiech.


<?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz