sobota, 2 stycznia 2016

Od Dezyderego Cd Raphael'a


Spojrzałem na chłopaka z pokpiwaniem.
- A kto by ich nie lubił, co?- mruknąłem, wspinając się na wysokie krzesło. Ten tylko wzruszył ramionami, prychając pod nosem. Spojrzałem na jego plecy, a potem przeniosłem wzrok na jego włosy. Ciekawa fryzura, że też wcześniej nie zwróciłem na nią uwagi, no ale cóż, widocznie twarz mężczyzny była godniejsza uwagi niż zwykłe, czarne kudły. Nagle przed moim nosem wylądował talerz z opieczonymi grzankami, a na barku zawitały Nutella, masło, szynka, ser i pomidorek. Standardowo. Ja jednak pokręciłem noskiem i zsunąłem się z krzesełka, po czym cicho dreptając, podszedłem do blatu kuchennego. Rozglądnąłem się.
- Czego szukasz?- spytał, grzebiąc nożem w maśle, po czym usłyszałem charakterystyczny dźwięk przejeżdżania sztućcem po kromce.
- Masz masło orzechowe?- odparłem rozglądając się przy tym na wszystkie możliwe strony.
- Taaak. W szafce na górze- mruknął, teraz już z pełną mordką. Przytaknąłem i zadarłem głowę. W tym momencie odebrało mi mowę.
- Co to? Dwa metry nad ziemią?! Chyba sobie kpicie!- zawyłem, tupiąc nogą i oburzony wspinając się na palce. Usłyszałem za sobą śmiech chłopaka- Ha. Ha. Ha. To jest niesprawiedliwe!- wspiąłem się na uchwyt pierwszej szuflady od dołu i ponownie próbowałem dosięgnąć szafki chociaż czubkami palców, jednak ponownie z marnym skutkiem. A Raphael coraz bardziej dusił się ze śmiechu- A TY RAPHAELLO KURNA DONATELLO BYŚ POMÓGŁ A NIE ŚMIEJESZ SIĘ Z POTRZEBUJĄCYCH!- krzyknąłem, tym razem naprawdę oburzony i wyszedłem do salonu, by z impetem usiąść na kanapie. Założyłem ręce na piersi i nadąłem lekko policzki, składając usta w podkówkę. Z kuchni dało się usłyszeć ostatki śmiechu.
- Dezy? Dezy! No nie obrażaj się, Dezy! Chodź, mam masło orzechowe! Dezy!- w pokoju pojawił się Raph, a ja tylko zakopałem się w naprawdę za dużej koszulce chłopaka. Uklęknął przedemną, posyłając mi delikatny uśmiech. Nie zareagowałem na to- Dezy? Przepraszam. Dezzie- na to uniosłem brwi- DezzieBear- zaczął się ze mną droczyć, a ja, nie powiem, podobało mi się to. Podobał mi się sposób w jaki mnie nazywał- DezzieDoo. Doo. Boo. BooBear- zachichotał. Och, to było urocze- BooBear się rumieni!- wskazał na mnie, nie ukrywając rozbawienia. Ja jedynie zakryłem twarz dłońmi, śmiejąc się cichutko- BooBeear- przeciągnął- Tosty czekają, chodź Dezzie- odciągnął moje łapki od twarzy i wstał, ciągnąc mnie za nim ku górze.
- Turtle. Baby Turtle- zaciumkałem pod nosem, a Raph pokręcił głową, po czym się odwrócił. Ja nie myśląc dużo, wskoczyłem mu na plecy, na co on zaskoczony, starał się zachować równowagę.
- Grubas...
W tym momencie przypomniało mi się coś. Coś co było w nocy, a ja wtedy nie bardzo kontaktowałem.
- Raphie?- spytałem tuż przy jego uchu.
- Tak BooBear?- złapał mnie pod kolanami, bo obejmowałem go w talii nogami i powoli ruszył ku kuchni.
- Coś się stało w nocy? Bo... prawie nic nie pamiętam...- zacieśniłem uścisk. Chłopak zastanowił się chwilę.
- Nie Dezzie. Spokojnie spałeś.

- Roma?
- DEZYDERY JONASZU FLORIANIE KONARSKI- dziewczyna była stanowczo poddenerwowana i wydawało się, jakby zaraz miała rozszarpać mnie na strzępy, przez komórkę Raphaela. Chłopak pozwolił mi do niej zadzwonić, bo jakoś znalazłem jej numer na skrzynce pocztowej, no i to była jedyna szansa sprowadzenia jej z powrotem do Anglii, żeby tylko otworzyła te głupie drzwi od domu.
- Hej Romuuuś- zachichotałem lekko zmieszany.
- Dezydery, dlaczego nie odbierasz od dwóch dni?! DWÓCH!
- Romciś... nieprzyjemny wypadek. Naprawdę...- spojrzałem zestresowany na Raphaela. On uniósł oba kciuki do góry, co dodało mi pewności siebie.
- Wypadek? Ale nie jesteś w szpitalu?! Boże Dezuś! DEZUŚ ODPOWIEDZ KUZYNCE. BOŻE CIOCIU ON UMIERA!!!
- Nie umieram, tylko czekam aż skończysz- westchnąłem cicho- Roma chodzi o to, że... okradziono mnie w drodze powrotnej ze sklepu no i...
- Okradziono?! Dezydery! To jest poważna sprawa! Zgłosiłeś to policji?!
- Jeszcze nie.
- To ja co czekasz!? Dezyś głupku, od razu zjeżdżasz na policję, rozumiesz?! Oni mogą ukraść resztę!- zapiszczała zdenerwowana, a ja słyszałem gulę w jej gardle i to, że już płacze- Ale gdzie ty jesteś?!
- Mieszkam... mieszkam u znajomego...
- Znam go?
- N-nie... ja...- zająknąłem się.
- Co ty. Co ty?! DEZY.
- Ja tak naprawdę poznałem go wczoraj no i...
- Ciebie totalnie popi*rdoliło! Dezy on może być groźny! Czy ty myślisz?! Teraz idziesz do banku, bierzesz nową kartę debetową, ja przelewam ci kasę i wyprowadzasz się do hotelu! Rozumiesz? On może być niebezpieczny!
- Tak. Tylko czeka, aby mnie zabić! A szykuje się na to poprzez przytulanie mnie, noszenie na rękach i unoszenie do zbyt wysokich jak na mnie szafek! No i jeszcze brudzi mnie masłem orzechowym gdy jemy tosty! Tak to na pewno będzie gwałt, ja ci mówię.
- Co? Ojej. Ej Dezy, to urocze! Czemu ja nie widzę jak znajdujesz sobie męża?!
- To nie mąż głupku! To kolega!- zachichotałem, zakrywając usta rękawem swetra Raphaela, który był na mnie nawet nawet, ale dale za duży. Skuliłem się na fotelu, podciągając kolana pod brodę- Dobrze. Ale powinienem kończyć, dzwonię z jego telefonu, a nie chcę go oskubać.
- Dobrze... trzymaj się!- już miałem się rozłączyć- a czekaj czekaj. Imię.
- Co?
- Jego imię.
- Raphael...- uśmiechnąłem się na ten wyraz. Chłopak, rozumiejący z naszej konwersacji tylko to, widząc jak się zaśmiewam, tylko uniósł brwi- Pa...- rozłączyłem się i rzuciłem mu telefon. Dalej patrzył na mnie ze zdziwieniem, a ja wzruszyłem ramionami.
- W jakim to języku?- spytał nagle.
- Polskim.
- Polskim? Poj*bany język- wstał, a ja wybuchnąłem śmiechem- A imiona jeszcze gorsze!- dodał, a ja rzuciłem w niego poduszką, udając obrażonego. Tym razem nawet DezzieBear nie pomoże!

(BABY TURTLE?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz