Ta sobota zaistniała w moim kalendarzu, jako „Zjazd Fanów Star Wars". Na godzinę 15, miejska taksówka podrzuciła mnie, na sporych rozmiarów szkolny parking. Byłbym tu szybciej, gdyby nie zepsuty budzik i kilometrowe, Londyńskie korki. Życie jest takie niesprawiedliwe..., dobra, mniejsza, stop. Nie jestem pesymistą. Szybkim krokiem, podszedłem do okienka, w którym można było nabyć wejściówki na konwent. Praktycznie cały czas, uśmiechałem się z ekscytacji. Serię o gwiezdnych przygodach przystojnego Luke, zacząłem oglądać jakieś 3 dni temu, ale natychmiast się wciągnąłem. Z zawieszoną na szyi plakietką, przekroczyłem drzwi budynku. W środku wręcz roiło się od ludzi. Jeśli ktoś nie był przebrany, za którąś z postaci, to miał na sobie kolorowy t-shirt powiązany z serią. Ja, ubrany w troszku przydługi, czerwony sweter i czarne jeansy, czułem się po nie kąt goły. Ale pewnie było to również spowodowane, moim uczuleniem na tłumy. Ludzie mnie onieśmielają, a ci tutaj, nie stanowią wyjątku.
- Ugh.. Dasz radę Jerry.- szepnąłem sam do siebie i niedokońca pewnym krokiem, ruszyłem w głąb korytarza.
Pierwszą rzeczą, o którą zahaczył mój portfel, było stoisko z gadżetami dla fanów. Niezliczona ilość kubków, plakatów i maskotek. Raj dla nerdów! Ale mimo to, najbardziej spodobały mi się koszulki. Mnóstwo rozmiarów, kolorów i nadruków. Gdybym jakąś kupił, to nie odstawałbym tak od reszty...? Zacząłem przeglądać rozmaite top'y. Wyjątkowo ładny wydał mi się, taki z napisem „Rebel Daddy". Nie myśląc długo, kupiłem owe odzienie i ruszyłem na dalsze zwiedzanie.
Pierwszy dzień konwentu dobiegał już końca. Wystawcy zaczęli powoli chować swój arsenał, a ludzie żegnali się, gdzieniegdzie wymieniając numerami telefonów. Przypomniało mi to o tym, że od kont tu jestem, nie mam ciągle żadnych znajomych. Będę musiał nad tym popracować. Ruszyłem wolnym krokiem do wyjścia, ale po drodze moją uwagę przykuł rysunek, trzymany przez jakaś dziewczynę. Stałą kilka metrów ode mnie, ale i tak mogłem dostrzec niesamowita precyzję malunku. Niepewnie podszedłem do nastolatki i zagadałem.
- Um, hej.- spytałem z deczko nieśmiale. Z nerwów zacząłem poprawiać grzywkę.
- W czymś pomóc? - oczy jej zabłyszczały i uśmiechnęła się do mnie.
- Jeśli można spytać, gdzie kupiłaś ten rysunek..?- spuściłem lekko głowę.
Dziewczyna spojrzała na swoją towarzyszkę i uśmiechnęła się do niej. Potem ponownie spojrzała na mnie.
- U tego Azjaty na hali. Jesteś jego znajomym? - wskazała palcem (nie ładnieee) na otwarte drzwi za moimi plecami.
- Nie i dziękuję.- skinąłem jej szybko głową, po czym biegiem pognałem do drzwi. Może jeszcze tam będzie?
I Faktycznie był. Wyglądając przez drzwi, zauważyłem, że zaczął pakować swoje rzeczy. Trzeba się pospieszyć! Rzuciłem się biegiem w stronę chłopaka. Musiałem wyglądać śmiesznie. Mały, zdyszany Azjata. Zresztą jak się okazało, tamta dziewczyna nie kłamała i gościu naprawdę był Azjatą. W dodatku wydaje mi się, że Koreańczykiem, jak ja. Stanąłem naprzeciw niego, próbując złapać oddech. Był wyjątkowo wysoki, sięgałem mu jedynie do ramion.
- Czy przyjmuje pan jeszcze zamówienia? - spytałem po angielsku, co nie powiem, ciągle sprawiało mi niemały kłopot...
Uśmiechnął się do mnie promiennie, co spowodowało pojawienie się na jego twarzy dołeczków. Naprawdę mu pasowały. W zestawieniu z białymi włosami, wysoką sylwetką i oczami, które wydawały się śmiać do wszystkiego, na co patrzą, można by go spokojnie nazwać „Kwiecistym Chłopcem".
-Mów po koreańsku. Będzie nam lepiej.- Powiedział po koreańsku. Czyli jednak jesteśmy z tej samej ligi. Uśmiechnąłem się do niego z wdzięcznością i z lekkim zakłopotaniem zapytałem.
-Będzie tu pan jutro? - nadzieja w moim głosie, była zapewne namacalna. No, ale cóż zrobić, naprawdę chciałbym mieć w posiadaniu jakąś z prac tego geniusza.
-Tak, ale, jak teraz powiesz mi, co ci narysować, to przyniosę ci na jutro pracę i tak. Jestem tu też jutro i pojutrze. To jak?- sięgnął po notes i pochylił się w moją stronę.
- Ja..., znaczy.., wszystko, co pan narysuję, będzie dobre.- spuściłem wzrok lekko zakłopotany.
Koreańczyk na te słowa zdziwił się i ucichł, jakby nie wiedział, co mi odpowiedzieć.
- Ale na pewno nie masz żadnego, konkretnego pomysłu..?
- Bardzo podoba mi się pana kreska, więc nawet zwykły kotek będzie dobry. - w próbie, odzyskania twarzy, uśmiechnąłem się do niego. Może nie miałem takich genialnych dołeczków, ale z całą pewnością mogłem pochwalić się zębami w stanie idealnym.
- W takim razie dobrze.
Uzgodniliśmy cenę oraz godzinę odbioru, po czym przyszła pora na to, abym zmykał do domku.
Ruszyłem przed siebie, ale jego głos mnie zatrzymał.
- Poczekaj! Muszę wiedzieć, jak się nazywasz, abyś mógł to jutro odebrać!-zawołał za mną.
- Ach, tak. Nazywam się Choi Nam Jerry. - pokiwałem mu głową na odchodne, po czym ruszyłem, ponownie, w stronę wyjścia. Jakoś tak w połowię drogi, potknąłem się o własne nogi i prawie wywaliłem. Facet za mną zaśmiał się.
- uważaj na siebie Namjerry!
Zmarszczyłem nosek i ostatni raz się do niego odwróciłem.
- Starczy samo Jerry.- policzki zaczęły mnie lekko piec. Kurcze, wywalić się przed starszą od siebie osobą...
W takim razie, do zobaczenia jutro Jerry!- Uśmiechnął się do mnie na pożegnanie.
< Namjoon? Starczy Jerry ^^ >
niedziela, 10 stycznia 2016
Od Jerry'ego CD. Namjoon'a :
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz