środa, 13 stycznia 2016

Od Yenn CD Lionka


Kiedy dotarłam do mieszkania szybko zamknęłam drzwi na klucz i oparłam się o nie plecami. Tylko silne wzburzenie nie pozwalało mi się rozpłakać. Zamknęłam oczy, nie chciałam widzieć mojego domu, bo wtedy przed mymi oczyma pojawiał się Lionell. Mimowolnie pod moimi zamkniętymi powiekami pojawiały się obrazy z ostatnich dni. W uszach słyszałam wypowiadane przez niego słowa. Wciąż czułam tutaj jego zapach.
Miałam ochotę wyjść stąd, ale pomyślałam, że to nic nie da.
W tym momencie zawibrował mój telefon.
-Cześć, kochanie-usłyszałam.
-Hejka, tato-siliłam się na pogodny ton.-Wróciłeś już do kraju?
-Tak, właśnie tak. Dzwonię, bo musimy poważnie porozmawiać.
-I ty, Brutusie, przeciwko mnie?-mruknęłam.
-Słucham, Iduś?
-Nie, nic, tato. To nic takiego.
***
Obudził mnie dżingiel telewizji śniadaniowej.
Na początku niezbyt ogarniałam, co się dzieje, ale potem wszystko przychodziło.
Kieliszek z winem mówił sam za siebie, prawie całkiem opróżniona butelka owego trunku także. No i ten cho.lerny kac.
Ta głupia muzyczka programu porannego wżera się w mózg...
Przełączyłam na coś innego, a po chwili całkowicie wyłączyłam TV.
Sprzątnęłam ze stołu, nakarmiłam kota i poszłam sie trochę odświeżyć.
Pulsujący ból głowy, ciepła woda oraz zapach bzu i agrestu pozwalał mi chociaż na chwilę zapomnieć o wczorajszym dniu.
Wyszłam z kąpieli, wytarłam się, w ręczniku przeszłam do garderoby, gdzie ubrałam się dosyć zwyczajnie - czarne legginsy, obszerny T-shirt z logo Children of Bodom, bluza polarowa... Związałam włosy w niedbały kok i przeszłam z powrotem do łazienki, by zrobić sobie delikatny makijaż.
Jeszcze wczoraj w pracy kadrowy męczył mnie o to, że mam za dużo urlopu i powiedział, że mam go jak najszybciej wykorzystać. A więc wzięłam sobie wolne na najbliższe dwa tygodnie.
Dzisiaj, stojąc przy lustrze i patrząc w me odbicie stwierdziłam, że może przedłużę to wolne bezterminowo.
Tak, tak, rozważałam rzucenie tej pracy. Później zatrudniłabym się jako jakaś barmanka, masażystka... I to nie koniecznie tutaj, w Londynie.
Nevermind, teraz były ważniejsze rzeczy, mianowicie jutro wieczorem leciałam do Polski, a jeszcze dzisiaj miałam dogadać wszystko z tatą.
Po co?
Mamę trzeba odwiedzać, niezależnie od tego, która to rocznica śmierci.
***
Zabrzęczał dzwoneczek nad drzwiami.
-Dzień dobry!-zawołałam wgłąb studia. Zza parawanu wyjrzała miła twarz Damona.
-O, hejka, Ida-wyszczerzył się, a mi przed oczami stanął Lionell. "Trzeba mi było powiedzieć, że ktoś przede mną widział Twoje śliczne ciałko. ; Ja a Ty to co innego do jasnej chol.ery!" Czy on myśli, że jestem jego własnością..?
Szybko jednak się otrząsnęłam i uśmiechnęłam się, wyciągając złożoną na czworo kartkę ze szkicownika. Podałam ją Damonowi.
-Mam nadzieję, że masz czas-powiedziałam. On skinął głową i z uśmiechem oglądał moje małe dzieło. A właściwie kilka dzieł.
-Siadaj, Ida, to będzie tylko chwila.
***
Dwie godziny później wchodziłam ze studia z uśmiechem przylepionym do twarzy.
Na moim karku pojawił się diament, a na prawej łopatce znalazł się napis I'm an architect of my own destruction.
Spod studia tatuażu udałam się prosto na spotkanie z tatą.
***
Było dosyć zimno, pragnęłam jak najszybciej znaleźć się u siebie. Przecięłam park jeszcze bardziej skracając sobie drogę.
Moje myśli zaprzątały plany wyjazdu. W głębi duszy dziękowałam Bogu, że Eliza się rozchorowała i zostanie w Anglii. Ja i tata będziemy mieli spokój.
Usłyszałam szuranie w krzakach. Instynktownie spięłam się i przyspieszyłam kroku.
I wtedy ktoś złapał mnie za ramię. Wyszarpnęłam się i dałam napastnikowi w mordę. Dopiero wtedy dojrzałam, że to Lionell.
-Ojejku, jak mi szkoda... Czekaj, jednak wcale nie szkoda-warknęłam i ruszyłam przed siebie.
-Yenn!-krzyknął za mną. Nie obróciłam się, ale on podbiegł do mnie.
-Yenn, porozmawiajmy...
-Spierda.laj-warknęłam i dalej parłam do przodu. Lionell wyszedł przede mnie i zablokował mi drogę. Położył mi ręce na ramionach.
-NIE DOTYKAJ MNIE!-wrzasnęłam i wyrwałam się i dalej szłam do przodu.
-Ja nie mogę, a ten chol.erny laluś od tatuaży może?! Co dzisiaj u niego robiłaś?!-krzyknął oskarżycielsko. Z wrażenia aż stanęłam w miejscu.
-Ty chyba sobie żartujesz! Śledzisz mnie?! Nie jestem Twoją własnością!
-Tak? A niby czyją?
-Niczyją! Rozumiesz? NI-CZY-JĄ!-wywrzeszczałam mu to w twarz, odwróciłam się i poczułam jak miejsce gniewu powoli wypełnia smutek. Przyszpieszyłam, ale Lionell i tak mnie dogonił.
-Yenn, porozmawiajmy-silił się na spokój, ale jego głos o tak drżał od emocji.
-Niby o czym, co? Wydaje mi się, że nie mamy już o czym rozmawiać.
-A mi wręcz przeciwnie.
-Wiesz, Lion... Powiedz mi, co to zmieni, jak porozmawiamy, hmmm? No powiedz? Nie wiesz. Tak też myślałam. A więc Ci powiem: nic nie zmieni. Nic, zupełnie nic. A wiesz dlaczego? No nie wiesz. A więc i tą wiadomością Cię uraczę-westchnęłam głęboko i odsunęłam na bok wszystkke wewnętrzne spory.-Wyjeżdzam, Lion-powiedziałam cicho.
-Co...? Co Ty mówisz, Yenn...
-To, co słyszałeś, Lionell. A na wypadek, gdybyś nie słyszał, to powtórzę: Wyjeżdzam. I tyle. Nic więcej, Lion. Nic więcej.
Odwróciłam się do niego plecami i zaczęłam biec do siebie. Biegłam i biegłam, a moje płuca paliły żywym ogniem. Kiedy już znalazłam się w moim mieszkaniu zamknęłam szybko drzwi, usiadłam na podłodze korytarza i zaczęłam płakać.
Lionku, co o tym sądzisz?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz