sobota, 2 stycznia 2016

Od Raphael'a CD Dezyderego

- Dezzie- żadnej odpowiedzi- Deeezzieeee- nadal nic- Twoje imię nie jest poje*ane.
- Nie odzywam się do ciebie- burknął.
- BooBear, no nie fochaj się- odwrócił się do mnie plecami- Zrobię ci kakao z piankami.
Uniósł głowę lekko do góry. Po chwili do głowy wpadł mi szatański pomysł. Uśmiechnąłem się wrednie i zacząłem go łaskotać. Ten od razu wybuchnął śmiechem, starając się mnie jakoś powstrzymać. Jednak nie będę ukrywać, że bezskutecznie.
- Jeszcze zły?- spytałem, a ten prawie dusił się ze śmiechu.
Kiedy jego śmiech powoli zaczynał przemieniać się w coś bardziej przypominającego krzyk, dałem mu odetchnąć. Spojrzał na mnie, trzymając się za brzuch i i patrząc jakby chciał mnie zabić wzrokiem.
- No już, nie patrz tak na mnieee- jęknąłem, zakrywając oczy.
Czułem jak każe mi kucnąć, a potem odsłania moje oczy, przy okazji szerzej otwierając moje. Odruchowo machnąłem się do tyłu, lądując na plecach. No i pociągnąłem za sobą Deziego. Plus taki, że podtrzymywałem się na łokciach, więc nie przywaliłem plecami o ziemię. Chociaż dywan był miękki.
- Dezy byłbyś tak łaskaw sprawdzić godzinę?- spytałem jak gdyby nigdy nic, ale mając na twarzy uśmiech.
- Mhm- powiedział trochę zdezorientowany i sprawdził godzinę- 10.
- To mam jeszcze trochę czasu zanim pójdę do roboty. W tym czasie mogę pomóc ci ogarnąć kilka spraw związanych z domem, ale najpierw musisz ze mnie zejść- wyszczerzyłem się.
Chłopak zszedł ze mnie i usiadł obok. Potem się ubrałem i zadzwoniłem po ślusarza, wcześniej pytając Deziego o miejsce zamieszkania, powiedział że przyjedzie za jakieś pół godziny. Może jeszcze nie zdążyli go okraść. Psiarnia wieczorami i nocą robi patrole, więc może nie ryzykowali. Nakarmiłem Leonarda i ruszyliśmy do jego mieszkania. Po drodze szliśmy jak zwykle przez park, tak było krócej. Naprzeciwko nas szedł jakiś typek. Skądś go kojarzyłem. Dezy na jego widok schował się za mną.
- Co jest?- spytałem zatrzymując się.
- To on. To on mnie napadł- niemalże pisnął.
Gdy był bliżej, już wiedziałem skąd go kojarzyłem. To był kolego tego, od którego dostałem w brzuch przy pierwszym spotkaniu z Dezim. Od razu ciśnienie mi podskoczyło.
- Zaczekaj tu, a najlepiej schowaj się za drzewem- powiedziałem poważnym tonem.
- Co ty robisz?! Nie zostawiaj mnie! Nie idź do niego!- pisnął.
- Spokojnie, nie martw się. Dam radę. Jest sam bez swojego tępego kolegi- spojrzałem na niego spokojnie- Zostań tu- dodałem i ruszyłem naprzeciwko tamtego.
Typek przeliczał jakieś pieniądze z głupim uśmieszkiem na twarzy. Pewnym krokiem ruszyłem na niego i gdy byłem blisko złapałem go za kołnierz koszulki przyciskając do najbliższego drzewa.
- Co jest?- spytał zdezorientowany, a z rąk wypadło mu kilka banknotów.
- Poznajesz?- mocniej go przycisnąłem.
- Chwila... To ty wtedy obroniłeś tamtego dzieciaka z niebieskimi włosami- spojrzał na mnie zaskoczony.
- Ty geniuszu! Ależ ty spostrzegawczy- przewróciłem oczami.
- Czego chcesz?- spytał, bez swojego kumpla nie był już taki hardy.
W odpowiedzi moja pięść przywitała się z jego twarz. Puściłem go, a z jego nosa pociekła krew.
- Ty idioto!- ryknął rzucając się na mnie.
Jakieś pięć minut się laliśmy, szczęście że policja nie przyjechała. Skończyło się tym, że z nosa i kącika ust leciała mi krew, ale tamten miał gorzej. Podbite oko plus chyba złamany nos. Na pożegnanie przywaliłem mu jeszcze raz w brzuch. Przy okazji udało mi się odzyskać telefon i portfel Deziego, bo tyle z jego rzeczy miał przy sobie tamten gość. Na w pół zgięty wróciłem do chłopaka.
- Raph...!- pisnął podbiegając.
- Nic mi nie jest, a teraz chodźmy do ciebie- Dezy już się nie odezwał.
Gdy przyszliśmy ślusarza jeszcze nie było. Nie miałem zamiaru stać na zewnątrz, więc spytałem chłopaka czy mogę wyważyć drzwi. Zgodził się, a ja po piątym uderzeniu z bara je wyważyłem. Wpuściłem go pierwszego.
- Ślusarz niedługo będzie. Ma wymienić zamki. Sprawdź czy niczego nie ukradli- powiedziałem wycierając nos o rękaw bluzy, będę musiał potem ją uprać, chociaż nie tylko ją.
Spodnie też były trochę w krwi i mojej i chyba trochę tamtego gościa.

<Będziesz mu robić pranie>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz