sobota, 2 stycznia 2016

Od Kody CD Kai'a

Na zegarku wybija upragniona godzina, dwunasta. Zawiadomiwszy moją przełożoną, że ukończyłem zmianę, wychodzę z kwiaciarni i z delikatnym uśmiechem przylepionym do facjaty ruszam zaludnioną ulicą w stronę domu, gdzie za pół godziny ma przybyć Kai na obiad.
Muszę jeszcze przygotować stół oraz pierwsze danie, które postanowiłem zrobić na świeżo po powrocie do domu. W planie miałem zupę grzybową, wszystkie składniki przygotowałem znacznie wcześniej, więc szybko przygotuję potrawę. Sprzątać nie trzeba, u mnie zawsze panuje idealny ład i porządek. Perfekcyjny pan domu, co? Z łatwością zdałbym test białej rękawiczki, nie wysilając się zbytnio. Właściwie to cała rodzina Satterthwaite ma pewnego rodzaju kuku na punkcie doskonałości, Dorian Satterthwaite, Kida Satterthwaite, nawet nasi rodzice lubili porządek. Jakieś dziwne rodzinne geny.
Wchodzę do domu, po czym odwieszam na wieszak mój płaszcz i ustawiam buty pod ścianę. Kieruję się w stronę kuchni, gdzie zaczynam przygotowywanie posiłku od umycia rąk. Następnie zabieram się za konkretne gotowanie i kończę dopiero o trzynastej, więc nie marnując czasu kładę biały obrus na stół w salonie. Rozstawiam talerze oraz sztućce dla mnie i Kai'a. Poprawiam krzywo ustawione krzesła. Lustruję szybko dokładnie ułożone serwetki, naczynia, kiwając głową, jak gdybym podział samego siebie za tak perfekcyjne ustawienie. Przerzucam wzrok na zegarek, który dumnie tykał na moim nadgarstku. Trzynasta dziesięć. Biegnę więc na piętro, aby zmienić zabrudzone ubranie na coś bardziej odświętnego. Decyduję się na szarą koszulę, czarny krawat i ciemne jeansy. Poprawiam okulary, po czym wracam na parter, z nie wiadomych przyczyn nie mogąc się doczekać przybycia mężczyzny. Szlag, przestań tak się denerwować. Przełykam głośno ślinę i otwieram drzwi, gdy słyszę dzwonek. Wpuszczam Kai'a do środka, a następnie wskazuję mu miejsce w salonie i znikam za progiem kuchni, aby za niedługą chwilę ponownie wrócić z wazą pełną zupy. Stawiam ją na środku stołu, pozwalając mężczyźnie nalać sobie pierwszemu.
Drugie danie zaczynamy dopiero dwadzieścia minut później, gdy nasze talerze po zupie są kompletnie puste. Przynoszę talerz z piramidką sushi. Częstujemy się do woli, rozmawiając o wszystkim oraz o niczym. Czuję się dobrze w jego towarzystwie, chociaż często zawstydzam się lub uciekam wzrokiem, ale dlaczego? Czemu on ciągle sprawia, że nachodzi mnie to nieprzyjemne wrażenie rumieńców. Zupełnie jak przy tej akcji z jemiołą, którą zresztą zdążamy już wyśmiać.
Ni stąd, ni zowąd słyszę głośny huk niedaleko domu. Lekko zaniepokojony wstaję z krzesła, podchodzę do okna i odgarniam firankę. Spoglądam na szare, ciemne niebo spowite kłębami cumulonimbusów, czyli chmur kłębiasto-burzowych. Atmosferę przecinają liczne, jasne błyskawice jak flesze aparatów. W dodatku nagle spada wielki deszcz. Uderza niczym opętany w szyby, dach oraz ściany domu.
Klnę cicho pod nosem, po czym odwracam się przodem do Kai'a.
- Chyba będziesz musiał tu zostać, nie pozwolę, abyś wracał w taką niepogodę. Poczekamy aż się trochę uspokoi - mówię, poprawiając nerwowo okulary. - W najgorszym przypadku możesz tu przenocować - śmieję się nienaturalnie, mój głos przypomina wywleczoną skarpetkę z gardła psa. - Na razie możemy obejrzeć jakiś film - rzucam.
Kai przystaje na moją propozycję i już po chwili stoimy przy wielkiej półce z licznymi płytami, które kiedyś poustawiałem alfabetycznie, aby wygodniej się szukało tytułów. Wybieramy jakąś produkcję sciene-fiction i razem siadamy na kanapie, rozpoczynając czterogodzinne zabijanie czasu. Nawet nie zauważam, kiedy nudzi mi się oglądanie pościgu statków kosmicznych i mimowolnie usypiam, opadając jak bezsilna marionetka na ramię mężczyzny.

~*~

- Koda, Koda - budzi mnie jego głęboki głos. Zdezorientowany otwieram oczy i gdy orientuję się, że leżę na Kai'u natychmiast odsuwam się, poprawiając okulary drżącymi dłońmi. Paskudny rumieniec wpływa na moje policzki.
- C-co? - dukam.
- Chyba korki wysiadły - informuje mnie mężczyzna. Rzeczywiście, jakoś tak ciemno w pokoju.
Wstaję z kanapy i ruszam ku korytarzowi, gdzie znajdują się wszystkie zabezpieczenia. Włączam i wyłączam natychmiast dopływ prądu, upewniwszy się, że naprawdę padł. Burza wciąż szaleje, nic nie przeszła. Jest tak gwałtowna, że dostaję sms'a od kolegi ze studiów, którego treść mówi, iż odwołano wykład ze względu na pogodę.
- W-wychodzi na to, że będziesz musiał tu n-nocować - mówię do towarzysza, przeklinając na siebie za to zająknięcie. - Ja może pójdę znaleźć Ci coś na przebranie. Wyglądasz na znacznie lepiej zbudowanego ode mnie, więc wszystkie moje ubrania mogą być deczko za szczupłe na ciebie, ale postaram się wybrać coś w miarę większego - dukam niepewny czy dobrze robię, po czym znikam na piętrze. Wchodzę do swojej sypialni i z szafy wyciągam trochę za dużą na mnie bluzę oraz spodnie dresowe, plus bielizna mojego starszego brata, Doriana, chyba są mniej więcej podobnej postury. Kiedyś był zmuszony u mnie nocować i zostawił kilka rzeczy. Bez ociągania szybko wracam do mężczyzny i wręczam mu ciuchy. Wskazuję drogę do łazienki, po czym wracam do kuchni zaczynam zmywać naczynia.
Kończę robotę po dziesięciu minutach. Kai akurat wtedy wychodzi z pomieszczenia przebrany oraz umyty, więc wytarłszy ręce sam kieruję się do łazienki, aby zażyć kąpieli. Przy okazji wstępuję do sypialni po szarą koszulkę oraz jasne dresy.
Znikam za progiem łazienki, zamykając za sobą drzwi. Szybko przechodzę przez proces odświeżania i przebieram się w ubranie do snu, zaś koszulę zostawiam w koszu na pranie. Wychodzę z pomieszczenia. Krawat oraz jeansy odnoszę do mojej sypialni, a potem idę do salonu.
- Pokażę ci miejsce, gdzie będziesz nocować - mówię, rozpalając jednocześnie świeczkę, aby oświetlić nieco drogę. Nie chcemy, aby ktoś wylądował z rozbitą głową na schodach. - Mieszkała tu ze mną siostra, ale wyprowadziła się, więc możesz zająć jej pokój - otwieram białe drzwi tuż obok mojego pokoju i wpuszczam mężczyznę do środka. W ciemności nie widać za wiele detali, ale jasno można rozpoznać mleczno-czekoladowe ściany zlewające się w piękne esy-floresy. Stawiam świeczkę na komodzie.
- Gdybyś czegoś potrzebował, to moja sypialnia jest obok, nie krępuj się - mówię, po czym wychodzę. Kieruję się do kuchni po drugą świeczkę, gdyż chciałbym przygotować na jutro kilka pytań do kartkówek dla uczniów. Wracam do pokoju i postawiwszy świecę na biurku, zaczynam przeglądać podręcznik w poszukiwaniu odpowiednich zadań. Potem zajmuję się kilkoma innymi papierami i dopiero o północy idę spać. Zmęczony zdejmuję okulary, kładę je na stoliku nocnym, nie spodziewając się, że koło godziny drugiej zacznę lunatykować.
Bez świadomości moje ciało zsuwa się z łóżka. Automatycznie wychodzi z pokoju. Krąży przez chwilę po domu, schodach, korytarzach i pomieszczeniach, a swoją wędrówkę kończy w sypialni mojej siostry, gdzie obecnie nocuje Kai. Mimowolnie wchodzę do pokoju. Kładę się obok mężczyzny i wtulam w jego klatkę piersiową.

<Kai? Życie z lunatykami :v>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz