sobota, 9 stycznia 2016

Od Kody cd Kai'a

Z przestrachem obserwuję jak Kai siłą wyciąga Atrey'a z pokoju. Kompletnie mnie zatkało, gdy uwolnił mnie od niego. Nie spodziewałem się po kimś, kogo praktycznie nie znam takiej reakcji. Byłem pewien, że po prostu stąd wyjdzie, ignorując mojego problemy miłosne, a gdyby był na tyle złośliwy dorzuciłby "miłej zabawy" czy coś w tym stylu. Owszem, tyle wystarczyłoby, aby mnie pogrążyć w nerwach.
Przełykam głośno ślinę i siadam na łóżku, oparłszy łokcie o kolana, zaś twarz ukrywam w dłoniach. Oddycham głośno, niespokojne, prędko, jakby wciąż ten idiota był obok mnie i sztyletował swoim potwornym, zielonym spojrzeniem. Atrey jest przerażający, nawet nie wiem jakim cudem mnie w sobie rozkochał. Nie mam bladego pojęcia dlaczego tak dałem mu się podejść, jednak wtedy miałem zaledwie siedemnaście lat, byłem młody i głupi. Życie jeszcze nie dało mi żadnych większych lekcji, a z doświadczeniem niezwykle krucho. Nawet rozsądek nie wykształcił się tak jak trzeba, chociaż sprawiałem wrażenie matki, która zajmowała się swoimi dziećmi. Taka typowa kura domowa, a jednak głupia, nie potrafiąca poradzić sobie z ludźmi.
Wzdrygam się, kiedy czuję dotyk na mojej skórze. W pierwszej chwili atakują mnie myśli, że to Atrey, więc prędko podnoszę głowę i odruchowo kładę ręce na klatce piersiowej ów mężczyzny, aby go odepchnąć, jednak szybko przekonuję się, że to tylko głupi strach mnie prześladuje, bowiem obok mnie siedzi Kai.
- Ej spokojnie... Już nic Ci nie grozi, bo go tu nie ma - mówi do mnie łagodnym, jaskółczym głosem, po czym mocniej przytula, powodując rumieńce na policzkach oraz lekko wolniejszy rytm oddechu, za to moja krew zaczyna mocniej buzować w żyłach. Tylko dlaczego? Patrzę na niego wciąż zaskoczony tą sytuacją, ale zaraz odwracam wzrok speszony tym, że i on na mnie zerka. Cho.lernie zawstydzający. Jak on to do jasnej anielki robi?
Opiera brodę na moim ramieniu, wciąż obejmując nie tak dobrze zbudowane ciało należące do mnie. Po jego ramionach widać, że jest umięśniony oraz wysportowany, z pewnością dużo ćwiczy. W przeciwieństwie do niego ja mam jakieś patyki. Chude, słabe ręce, zdolne jedynie do sprzątania, gotowania oraz pisania długich prac na temat historii. Przeciętny mężczyzna, nie mogę zbyt wiele od siebie oczekiwać. Wolę humanistykę, aniżeli sport.
W pewnym momencie rozluźnia uścisk, wstając z łóżka. Czuję dziwny niedosyt tej drobnej, acz miłej pieszczoty. Dawno nikt mnie nie przytulał w taki sposób. Przyjemne uczucie wiedzieć, że ktoś jest obok.
Kai chwyta mój nadgarstek i razem wychodzimy z pomieszczenia. Prowadzę mężczyznę w stronę korytarza.
- Chcesz iść na miasto? - pyta niespodziewanie Kai.
- Nie bardzo... - mówię cicho, prawie że szeptem.
- A może jednak? Przynajmniej odpoczniesz od tego wszystkiego - zachęca mnie towarzysz, a ja pod wpływem jego czekoladowego spojrzenia ulegam.
Wychodzimy z mojego domu, wszystko byłoby okej, gdyby nie fakt, że pod drzwiami ciągle stał Atrey i wpatrywał się we mnie morderczym wzrokiem, jak gdyby chciał mi przekazać, że pożałuję za te czyny. Kai uspokaja mnie, po czym wymijamy mężczyznę, ruszając do kawiarni. W tym czasie rozmawiamy o naszych orientacjach seksualnych. Wychodzi, że mój kolega również jest pół-gejem. Halfgay! Śmieję się pod nosem, gdy wymyślam tą dziwną nazwę. Wchodzimy do kawiarni i siadamy przy stole w kącie, gdzie zamawiamy dwie filiżanki kawy. Po chwili milczenia zabieram głos.
- Dziękuję, że znowu mi pomogłeś. To już trzeci raz, gdy mnie ratujesz. Nie mam bladego pojęcia jak ja Ci się wypłacę z tych długów - śmieję się, poprawiając przy tym ciągle spadające okulary.

<Kai? Brak weny ;---; >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz