piątek, 1 stycznia 2016

Od Kai'a - c.d Kody


Mężczyzna ciężko oddychał, łapczywie pobierał tlen do swoich płuc, a ja patrzyłem na niego nieco zdziwiony.
- Dobra, przyjdę. – powiedziałem.
Koda uśmiechnięty od ucha do ucha, rzucił „Do zobaczenia później!”. Zaśmiałem się i odwróciłem, po czym ruszyłem dalej.
~
Po powrocie do domu, była godzina 8:44, z uśmiechem na mordce wparowałem do mieszkania, wcześniej je od-kluczając. Zaszedłem do swego królestwa, zabierając stamtąd czyste ciuchy, po czym poszedłem się odświeżyć. Po umyciu się od góry do dołu, no i wytarciu ciała, jak i włosów, nałożyłem na siebie. Umyłem jeszcze zęby, po czym je wypłukałem, aby nie mieć tej piany w ustach. Następnie przemyłem jeszcze raz twarz, tak na przebudzenie się, gdyż jeszcze jestem zmęczony. Z pralki wyjąłem mokre pranie, wziąłem kosz na nie i poszedłem na balkon, gdzie stała suszarka i były kramelki, które będą przytrzymywały mokre ciuchy.
Uporałem się z tym i wróciłem do salonu, w którym było ciepło i przyjemnie, nie to co na dworze. Było jeszcze trochę zimno, jak na wiosnę. Westchnąłem ciężko. Co ja mam teraz robić przez te długie godziny? Nic ciekawego nie mam do roboty, może wezmę w końcu tego laptopa i sprawdzę pocztę? Niee… To będzie dla mnie nudne i rutynowe. No to pooglądam telewizję. Niee… To też odpada. Jednak iż nic nie pozostało mi do ciekawszych zajęć, postanowiłem, że usiądę sobie na kanapie. Tak też zrobiłem. Wziąłem poduszkę, która była na wygodnym siedzeniu i ją do siebie przytuliłem. Przymknąłem oczy i… Ujrzałem Kodę, który jest tutaj i to go przytulam. Wait, wait, wait, wait… Nie Kai! Nie wolno! Nie myśl o tym! Ugh…
~
Dochodziła godzina 13:00, podniosłem się z kanapy, puszczając tym samym poduszkę. Z uśmiechem na mordce ruszyłem do holu, gdzie założyłem buty, kurtkę i ruszyłem jeszcze po klucze od domu. Telefonu nie wziąłem, nie poczułem takiej potrzeby. Nikt nie dzwonił, nie dzwoni, no to po co mi to wszystko?
Wyszedłem już z budynku w którym mieszkałem. Ruszyłem tam gdzie wczoraj wracałem na piechotę, no nie ważne. Jeszcze przeszedłem obok kwiaciarni gdzie pracował Koda, jednak go już nie było, więc ruszyłem żwawym krokiem przed siebie. No i takim tempem szedłem ku miejscu do którego zmierzałem.
~
Doszedłem na miejsce, była równo 13:30, w końcu od czego ma się zegarek? Heh. Uśmiechnąłem się i zadzwoniłem do drzwi, które po chwili otworzył mi Koda i z uśmiechem na mordce wpuścił mnie do środka. Zdjąłem z siebie kurtkę, następnie buty i „idealnie” położyłem tam gdzie wskazał mi gospodarz domu. Poszedłem za nim do jadalni, gdzie wszystko było już przygotowane. On tak zawsze leci z takimi czynnościami, które wymagają u niektórych dużo czasu? Pewnie musi mieć wszystko idealnie ułożone, już w samym holu dało się zobaczyć, że wszystko jest idealnie w prostej linii, żadna kurtka, która jest na wieszaku nie nachodzi na siebie, tylko jest równiutko obok siebie. Zaśmiałem się w duchu. Rozejrzałem się jeszcze po pomieszczeniu i usiadłem na miejscu, które wskazał mi mężczyzna. Uśmiechnąłem się lekko w jego kierunku, przy czym poszedł szybko po jedzenie, które przygotował. Ponownie się zjawił w jadalni i postawił talerz z jedzeniem na środku stołu.
Koda? Brak oryginalnego pomysłu, ale jest! C:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz