piątek, 1 stycznia 2016

Od Dezyderego cd Raphael'a


Spojrzałem na niego i niestety, musiałem przyznać mu rację. Przytaknąłem więc cicho, niezadowolony spoglądając na obcisłe rurki. Przysięgam, odetnie mi dopływ krwi i to Raph będzie mi amputował nogi. Mógłbym jeszcze je zdjąć, ale wtedy miałbym tylko bokserki i flanelową koszulę. Przeklnąłem pod nosem, bo to kolejna rzecz w której niewygodnie się śpi. A gdybym zdjął i ją, byłoby mi cholernie zimno, nawet mimo tego, że byłbym okryty grubym, miękkim kocem.
- A... może jednak?- wyszeptałem, patrząc znacząco na moje ubrania. Gdy chłopak się przypatrzył, syknął cicho i pokiwał głową. Po chwili przyszedł z szarą koszulką i dresami.
- Najmniejsze co znalazłem- uśmiechnął się, a ja dziękując, ruszyłem w stronę wskazanej przez niego łazienki. Umyłem buzię i wskoczyłem w ubrania. Dresy spadały mi z bioder, a były tak długie, że szurałem nogawkami cztery kilometry za sobą.
- K*rwa dwumetrowe kulasy. Założę się, że on w 4/5 składa się z nóg- wysyczałem z nutką rozbawienia. Gdy spojrzałem na koszulkę, załamałem się totalnie. Krótki rękawek sięgał mi do łokci, a ogólnie była tak wielka, że miałem ją do ponad połowy ud. Nawet dekolt odsłaniał prawie całą klatkę piersiową. Zrezygnowany, wyszedłem z łazienki, ciągle przytrzymując spodnie w górze. Mógłbym podciągnąć je do pach, przyrzekam. Nie myśląc dużo, zrobiłem to, zaciągając mocno sznureczki. Mądry ja, postanowiłem zostawić koszulkę w dresach, nie myśląc o tym jak wyglądam. Nawet teraz ciągnąłem nogawki po podłodze. W tym momencie zobaczył mnie Raphael. Prawie zszedł ze śmiechu.
- Zamknij. Twarz- uniosłem do góry palec i podreptałem do salonu, gdzie rzuciłem się na rozłożoną kanapę, wyciągając koszulkę ze spodni.
- E-e- pokręcił głową- ty hopsasz do sypialni- puknął mnie w udo. Zaprzeczyłem- jesteś moim gościem. Do sypialni. Marsz.
- To twój dom! Nie chcę, żebyś czuł się wykorzystywany i narażał się na ból pleców.
- Ja też, zjeżdżaj stąd. No, raz, dwa!- na to zrezygnowany dźwignąłem się z mebla i z cichym westchnieniem ruszyłem do pokoju. Czułem się źle, że odstąpił mi łóżko, które było okrutnie wygodne. Do tego dwuosobowe. Światła zostały zgaszone, a ja tak leżałem, wpatrując się w sufit. Było mi pusto. Za pusto. Niby był tutaj żółw... Leonard? No ale było pusto. Samotnie.
Przewróciłem się na bok i teraz wbiłem wzrok w ścianę.
- To głupie. Nie zasnę- warknąłem sam do siebie. Zacząłem kręcić się na łóżku, przerzucać kołdrę, przesuwać się na wszystkie możliwe strony, aż z hukiem spadłem z łóżka. Odpowiedziało mi tylko głośne chrapanie z drugiego pokoju. Prychnąłem i zacząłem obracać się na podłodze, owijając w pościel na wszelkie możliwe sposoby- Nieeeewygodnie. Tuli!- parsknąłem, będąc blisko płaczu. Nie miałem przy sobie nawet Pianka. Mojej maskotki jednorożca. Nie miałem kogo przytulić. W akcji desperacji chciałem nawet pójść poprzytulać się do gospodarza, ale to byłoby głupie i nachalne. Zrezygnowany wstałem, ściągnąłem z siebie niewygodne dresy, chwyciłem kocyk i ruszyłem do pokoju w którym leżał. Uśmiechnąłem się na widok fotela. Szybko tam podreptałem. Chłopak wydawał się rozbudzić, ale tylko szczelniej okrył się cienkim kocem. Jego stopy nieporadnie spod niego wystawały, na co zachichotałem. Oddałem mu swój, większy, okrywając całego, a sam skuliłem się na fotelu, wtulając w oparcie i po pewnym czasie drżąc z powodu zimna.

(Kropka)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz