- Wiesz, ten park jest duży, nawet bardzo, a poza tym wiszę ci przysługę - uśmiechnęłam się.
Szliśmy chodnikiem rozglądając się i co chwilę nawołując psy.
- Mam pomysł - oznajmiłam, na co on rzucił mi tylko pytające spojrzenie - wymieńmy się numerami i rozdzielmy, jeśli psy się znajdą to do siebie zadzwonimy, albo wyślemy sms.
- No spoko - odparł cicho.
Wymieniliśmy się numerami i poszliśmy, każde w inna stronę. Rozglądałam się i wołałam psy, chodziłam tak od kilkunastu minut, Diego również nic nie napisał. W końcu zauważyłam biegnącą alejką Shire, a za nią Lucyfera. Podbiegłam do psów i zaczęłam je głaskać aby nigdzie nie odeszły. W tym samym czasie wyciągnęłam telefon i napisałam do Diego, że znalazłam jego zgubę. Chwilę później Lucyfer wyminął mnie i pobiegł w jakąś stronę. Odwróciłam się i zobaczyłam ich właściciela.
- Dzięki - mruknął.
- Nie ma problemu - uśmiechnęłam się - do zobaczenia - dodałam i powoli pokierowałam się w swoją stronę.
***
Weszłam do mieszkania i zdjęłam buty. Poszłam do kuchni i wyjęłam z lodówki mleko, oraz z szafki czekoladowe płatki, które stały obok musli. Zjadłam posiłek i poszłam do swojej sypialni. Usiadłam na łóżku z laptopem na kolanach i włączyłam sobie ulubiony film.
***
Następnego dnia rano zorientowałam się, że nie mam nic do jedzenia. Założyłam buty i skórzaną kurtkę, po czym poszłam do najbliższego sklepu. Kupiłam wszystko co chciałam, gdy wychodziłam się z kimś w drzwiach, tym kimś był Diego.
Diego?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz