środa, 30 grudnia 2015

Od Raphael'a CD Dezydyrego

Na chwilę zapadła cisza. Spojrzałem na godzinę w telefonie. Było już trochę późno, a tamci pewnie już skończyli wnosić rzeczy do domu.
- Wybacz Dezy, ale ja już muszę wracać. Typki od przeprowadzek pewnie już skończyli i Leonardo pewnie już się obudził- stwierdziłem, zatrzymując się.
- Leonardo? To twój kolega?- spytał zainteresowany.
- Tak jakby, o ile można tak żółwia- zaśmiałem się.
- Masz żółwia?- cały czas stał tak z uniesioną głową.
- Tak. Muszę już wracać. Może jeszcze kiedyś się spotkamy- uśmiechnąłem się i zacząłem zmierzać w stronę domu, jednak Dezydery podbiegł i zagrodził mi drogę.
- Może? Na pewno!- zmarszczył brwi, wyglądał teraz zabawnie.
- Oczywiście. Na razie mały- rozczochrałem mu włosy mijając go i idąc dalej.
- Nie jestem mały!- krzyknął jeszcze.
- Oczywiście, że nie- odwróciłem głowę w uśmiechu na twarzy.
Tak jak myślałem, tamtych gości już nie było. Zostawili tylko kluczyki pod wycieraczką, zamykając wcześniej drzwi. Otworzyłem je i wszedłem do środka. Sterty pudeł stały w salonie. Westchnąłem na myśl o tym, ile zejdzie mi na układaniu wszystkiego. Jednak pierwsze co, to wziąłem kilka listków sałaty i zaniosłem Leo, który już nie spał i pluskał się w wodzie. Gdy tylko mnie zobaczył, od razu wdrapał się na suchy kamień. Włożyłem je tam i dałem mu spokój. Uznałem, że najlepiej będzie najpierw ułożenie ubrań w szafkach. No i tak też zrobiłem. Potem zdjęcia i inne duperele. W końcu mogłem na luzie przeglądnąć neta w poszukiwaniu pracy. Przecież trzeba się z czegoś utrzymywać. Na szczęście, po trzech godzinach ślęczenia przed monitorem znalazłem pracę barmana, w barze o nazwie ,,Blue Lagona". Zadzwoniłem pod podany numer i dogadałem się z gościem, który miał zostać moim szefem. Dzisiaj o 20 zaczynałem coś w stylu "dnia próbnego". Dobra, była 16, więc miałem jeszcze trochę czasu dla siebie. Postanowiłem się trochę zdrzemnąć, żeby potem jakoś dać sobie rade w barze. Gdy się obudziłem, była 19.
- Jasna chol.era...- złapałem się za głowę, wstając z kanapy, na której się zdrzemnąłem.
Zacząłem w pośpiechu się ubierać. Wziąłem najpotrzebniejsze rzeczy, do których należał telefon, portfel i smycz z kluczem. Okej, może nie będzie tak źle? Wychodząc dałem jeszcze Leonardowi kolację. No i mogłem wychodzić. Zamknąłem dom i szedłem ulicą. Miałem nadzieję, że się nie spóźnię. Po drodze dostrzegłem znajomą sylwetkę i charakterystyczne, niebieskie włosy.
- Dezy...?- zatrzymałem się na chwilę.
Młody podniósł głowę znad telefonu i zmuszony był ją unieść.
- Raph? Nie sądziłem że spotkam cię tutaj o tej porze- stwierdził.
- Mógłbym powiedzieć to samo- uśmiechnąłem się delikatnie.
- Gdzie idziesz?- spytał.
- Do pracy. Od dziś będę barmanem. Naprawdę, chciałbym z tobą jeszcze pogadać, ale nie chciałbym zawalić już pierwszego dnia- wyszczerzyłem się.
- Jasne jasne. Leć- powiedział również lekko się uśmiechając.
- Uważaj na siebie, żeby cię znowu nie napadli- rozczochrałem mu włosy, chyba wejdzie mi to w nawyk.

<Dezy?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz