czwartek, 31 grudnia 2015

Od Lion'a c.d: Yenn


Patrzyłem wku.rwiony jak ten zasranu przydupas odjechał zobie z Yenn. Jak on się do niej zwracał ? Ida ? To imię, albo czułe polskie słowko... Nie wiem. Ale jedno wiem, że nienawidze tego gościa o przystojnym ryju, szarych gałach i pasujacym do niego zaroście. Jesgo styl komponował sie ze stylem Yenn, oboje eleganccy i z klasą. A ja? Skóra, lekko znoszone jeansy.
Pod wpływem impulsu walnąłem z całej siły lewą pięścią w ścianę po czym ze zdenerwowaniem, którego nawet nie póbowałem ukrywać ruszyłem w kierunku klubu. Nim jednak dotarłem na miejsce poczułem okropne puslowanie w dłoni. Yhm... Adrenalina poszła się jeb.ać. Zernąłem na rękę, która była niemalże czarna od krwiaków powstałych pod skórą. Kur.wa ciekawe jak ja będę teraz grał. Bycie mańkutem zapewnia mi swego rodzaju przewagę, pod warunkiem, iż wie się jak to wykorzystać.
Otworzyłem sobie z kopa drzwi i wparowałem do szatni rzucając torbę w kąt.
- Patterson ! - do moich uszu dobiegł surowy głos trenera.
- Co? - burknąłem w odpowiedzi doskonale wiedząc, iż nie znosi on chamstwa, spóźnialstwa oraz kłastwa.
- Rusz swoje szanowne cztery litery i zszczyć nas swoją osobą.
- Jak mi się będzie kur.wa chciało - prychnąłem i poszedłem na boisko, na którym czekała na mnie cała drużyna- uh... Chyba się spóźniłem.
- Znów. Co Ty masz dzieciaku w głowie?! Masz szczęście, że jesteś dobry bo inaczej już dawno bym cię wywalił.
- Ależ proszę się nie krępować...- zakpilem w pełni świadom, że nie może sobie na to pozwolić.
- Przebieraj się i się szybko rozgrzej.- nakazał zrezygnowany Jason.
- Obawiam się, że nie mogę- wyjąłem z kieszeni rękę po czym pomachałem mu przed twarzą.
- Obawiam się, że nie masz wyjścia.- zamknął poirytowany oczy jakby liczył do dziesięciu. A potem zaciągnął mnie za wsiarz do swojej kanciapy, gdzie poinformował mnie, iż narodowa drużyna wykupiła sobie tymczasowo moją osobę i mam zagrać na sobotnim meczu. Stałem i gapiłem się na niego z niedowierzaniem. Co on sobie do ku.rwy nędzy myśli?!
- Nie jestem jakąś zabawką na sprzedaż.
"I już nigdy nie będę" dodałem w myślach nadal nie będąc w stanie pojąć,że on sobie najzwyczajniej w świecie na mnie zarobił i to bez mojej wiedzy.
- Na razie wykupili twoje udziały. Będziesz grał tylko na zastępstwie.
- Sam sobie graj. Ja nie mam zamiaru
- Nie bądź głupszy niż jesteś. Doskonale wiesz, że pieniądze które mi dali w głównej mierze trafią do ciebie. A za mistrzostwa jeszcze ci do kieszeni coś wpadnie. - zapewnił.
- Wolę grać tutaj.
- Ależ spokojnie jak narazie lokalny klub i narodowa drużyna się nie wykluczają.
- Nie wykupią mnie na stałe
- Nie jestem tego pewien. Od dawna mają na ciebie oko. Masz umiejętności ale i trudny charakter dlatego boją się od razu zaryzykować. Pomyśl Lion jaki byłby to dla nas prestiż.
- Dla ciebie- sprostowałem.
- Masz rację, dla mnie. Pragniesz tego ale coś cie zdenerwowało i próbujesz pokazać całemu światu, że jest inaczej
- Dobra. Szczym się.
Burknąłem na odchodne i trzasnąłem za sobą drzwiami. Tego wszystkiego było ewidentnie za dużo. Ale Jas miał racje to dobra okazja aby zarobić i może wyrwać jakąś panienkę. Ta smętna myśl przywołała mi obraz Yenn i tego zgreda wsiadajacych razem do taksówki. Nie znałem jej oraz nie mogłem mieć o nic pretensji. Ale wydawała się taka inna od tych wszystkich pustych lal. Miała nietypową urodę i coś do zaoferowania poza swoim apetycznym ciałem, tak to był rozum wraz z mózgiem, o który tak ciężko w dzisiejszych czasach. Nie miałem prawa nikogo winić i choć w głębi duszy wiedziałem, że póki jest daleko tak będzie dla niej lepiej,ale nie mogłem pozbyć się jej z moich myśli. Była pierwszą osobą, z którą spędziłem święta. Ledwo wiedziała jak miałem na imię a wpuściła mnie do siebie jak dobrego znajomego...
Kiedy tak szedłem przed siebie i rozmyślałem natknąłem się na jakiś niewielki lokal. Wszedłem powoli po czym zasiadłem przy barowym stołku fundując sobie dawkę znieczulenia. Na obolałą rękę i duszę.
***
Szczerze przyznam, że nie bardzo pamiętam jak dotarłem do mieszkania ale to nie było w ogóle istotne. Sięgnąłem po telefon z naiwną nadzieją, iż ujrzę na wyświetlaczu wiadomość od pewnej osoby. Niestety.
Z żalem i kacem do którego z resztą w pewnym sensie się już przyzwyczaiłem rozważałem możliwość zaproszenia jej na mecz. Jednakże szybko porzuciłem ten pomysł i szukałem sposobu aby ukryć rany na ręku.
***
Byliśmy właśnie po porządnej rozgrzewce kiedy dostrzegłem, że ludzie zaczynają zasiadać na trybunach. Mój nowy, tymczasowy trener zwołał nas do siebie albo nie zauważając bandaża na ręku albo celowo go ignorując przedstawiał nam swoją strategie. Jego pomysły średnio mi odpowiadały i już wtedy wiedziałem, że będę grał bardziej po swojemu.
Wówczas między kolegami z drużyny, których imion jeszcze nie znałem nawiązała się ciekawa konwersacja, z której jednoznacznie wynikało, iż naszymi rywalami będzie drużyna z Polski. Otóż to. Z Polski.
Kierowany silnym przeczuciem zerknąłem w stronę trybun i jak na zawołanie pojawiła się Yenn ze swoim przydupasem.Wiedziałem, cho.era, wiedziałem... Polka rozejrzała się w około ale kiedy jej spojrzenie skierowało się w moim kierunku natychmiast kucnąłem.
- Wszystko dobrze? - zapytał trener
- No powiedzmy.
- Wiedzę, że coś cię trapi. Potrzebujesz czegoś?- spojrzał na mnie przenikliwie.
- Ni...A właściwie to tak.-Pochyliłem się i szeptem zaznajomiłem go z moją prośbą i wskazałem w stronę trybun.- Da się załatwić?
- Jasna sprawa.
Podziękowałem mu skinieniem głowy modląc się w duchu aby wszystko potoczyło się zgodnie z moim małym niecnym planem. Czas straszliwie się dłużył ale w końcu nadszedł ten moment, w którym przy przeogromnych brawach, okrzykach i oklaskach musieliśmy wyjść na boisko. Szedłem wyprostowany zaraz za kapitanem drużyny wiedząc, że stary skłąd miał mi ochotę wyrwać za to jaja.
Kątem oka zerknąłem na pierwsze, Vip'owskie miejsca z późniejszą możliwością konwersacji z zawodnikami i ku mojej radości ujrzałem tam moją przecudowną parkę. Wydawało mi się, że chłopina mało się nie popłacze ze szczęścia, a Yenn była w takim szoku jakiego nigdy wcześniej u nikogo nie widziałem. Oho, tak ten gest był tego wart.
Odśpiewaliśmy hymn, Polska drużyna również i rozpoczęła się gra. Istna rzeź o wysoką stawkę. Czułem jak przy każdym kozłowaniu doskwiera mi przeszywający ból ale przypominało mi to o tym kto siedzi na trybunach i ogląda grę. Nie będę ukrywał, iż zapewniło mi to swoistą motywację to porządnej rozgrywki. Grałem na własną kartę choć nadal zespołowo to nie do końca trzymałem się pozycji ale wychodziło to nam na dobre. Już miałem wrzucić piłkę do kosza kiedy zostałem ham.sko sfaulowany. Niestety stało się, uchroniłem się od upadku amortyzując go niewłaściwą kończyną. Miałem wrażenie jakby coś chrupnęło i się potłukło. Po plecach przebiegł mnie dreszcz.
Kiedy Polska drużyna wzięła czas, trener oje.bał mnie od góry do dołu, że zaraz mnie zmieni albo zacznę grać na jego zasadach.
Chciał ? To ma.
Podporządkowałem się rozkazowi i z czystą satysfakcją podziwiałem jak dostajemy w ciry. Do końcówki meczu wynik się wyrównał ze sporej przewagi pozostaliśmy z niczym. Czas biegł ku końcowi kiedy usłyszałem; " 13! Ku.rwa zagraj to po swojemu". Posłałem mu zwycięski uśmiech i skupiając się całkowicie świadom cykajacych sekund wrzuciłem kosza za trzy punkty. Zwycięstwo jest nasze.
Trybuny szalały moja drużyna również z wyjątkiem mnie. Dlaczego ? Otóż z ręki spadł mi opatrunek... Łapa była sina, opuchnięta i czarna jedynie w miejscach gdzie wczoraj były krwiaki. Szybko jednak ponownie ją owinąłem w pozornej nadziei, iż zostanie to niespostrzeżone.
Szczerze mówiąc niespecjalnie wiedziałem co dzieje się dalej. Uśmiechałem się od czasu do czasu jednak ten uśmiech nie obejmował oczu. Pozowaliśmy do zdjęć, pogratulowaliśmy drużynie przeciwnej i opuściliśmy boisko.
Nadszedł czas na Vip'ów. Wtłoczyło się parę osób i oto są. Wsadziłem nonszalancko łapy do kieszeni i podszedłem bliżej.
- Witam. - wyszczerzyłem w kierunku Yenn białe zęby i posłałem jej słodkie, niewinne spojrzenie.
- Iduś, ty go znasz?! - zapytał zdumiony, a ja wzruszyłem niby przepraszająco ramionami.
- Jak chcesz to załatwię ci piłkę z tego meczu z podpisami drużyny.- zaproponowałem. Wyszczerzył gały jak piątaki.
Kochasiu to wszystko było skrupulatnie zaplanowane, ale wierz sobie w co chcesz. Yenn nie odstawi teraz żadnej szopki, bo nie chce zepsuć ci wspaniałej zabawy przepuszczając taką okazję. Zatem i ja duuuużo na tym zyskuje.
Nie możesz walczyć z wrogiem ? To spraw by miał cię za kompana.

< Yenn? huhu ^^ NIESPODZIANKA! Lioneł miszczu strategi xd >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz