wtorek, 29 grudnia 2015

Od Raphael'a


Właśnie pakowałem ostatnie rzeczy do torb, kartonów i co tam jeszcze bóg wymyślił. Oczywiście Emily i Samuel z chęcią mi pomagali. Jeden pokój im się teraz zwolni i Sam będzie mógł mieszkać sam, a nie z przyrodnią siostrą jak to dotychczas było. Jonathan i Edmund resztę pakowali już do przyczepki z tyłu samochodu. Po dwudziestu minutach w końcu wszystko było spakowane. Ojczym razem z matką zawieźli mnie na lotnisko, a reszta została w domu. Kiedy zaniosłem bagaże, miałem jeszcze trochę czasu na pożegnanie.
- Trzymaj się młody i nie daj sobą pomiatać- usłyszałem słowa Edmunda, które na swój sposób były bardzo miłe.
Oczywiście dopełnieniem tego był męski uścisk dłoni. Potem przyszła kolej na mamę, która już się rozkleiła i trochę tuszu do rzęs spływało jej po policzkach.
- Oj mamo...- zaśmiałem się wyciągając chusteczkę i wycierając jej policzki.
- Będę za tobą tęsknić Donnie. Odwiedzaj nas czasem i dzwoń jak tylko znajdziesz chwilę wolnego czasu- przytuliła się do mnie.
- Oczywiście- wyszeptałem.
Staliśmy tak chwilę, a ciszę, która trwała miedzy nami przerwał kobiecy głos dochodzący z głośników.
- Pasażerowie lotu numer 15 do Londynu proszeni są o wejście na pokład samolotu- tyle co do komunikatu.
Mama jakoś się ode mnie oderwała, z małą pomocą Edmunda bo by mnie nie puściła. Pomachałem im, widząc ich już po raz ostatni jak na razie. Potem w małym pośpiechu ruszyłem biegiem do wejścia na samolot. Gdy tylko zająłem miejsce włożyłem słuchawki do uszu, które wcześniej podłączyłem do telefonu. Miałem zamiar przespać ten trochę długi lot.
~~~
W końcu dotarliśmy do celu. Zamówiłem jakoś taksówkę i wyjąłem karteczkę, na której był zapisany adres mojego nowego domu. Pół godziny i byłem na miejscu. Zapłaciłem i wysiadłem, uderzając trochę tyłem głowy o dach samochodu. Ciężarówka, która przewoziła moje rzeczy już na mnie czekała. Otworzyłem małym kluczem drzwi i dałem robić swoje. Jednak pierwsze co, to dorwałem się do Leonarda, który jeszcze spał. Przed podróżą musiałem mu podać tabletki nasenne. Wniosłem jeszcze tylko jego akwarium do swojego pokoju i napełniłem wodą. Mógł teraz odpocząć, a sam poszedłem na mały spacer do pobliskiego parku. Przechodząc tamtędy usłyszałem czyjeś krzyki. Nie powiem, trochę mnie to zaniepokoiło. Gdy dotarłem na miejsce, jakichś dwóch dresiarzy znęcało się nad chłopakiem, który miał... niebieskie włosy? No okej, nie wnikam. Postanowiłem mu pomóc, bo jak taki smerf jak on poradzi sobie z dwoma gorylami? Co prawda ja też za silny nie jestem, ale trzeba mu pomóc.
- Macie jakiś problem panowanie?- spytałem podchodząc do nich.
- Nie twój interes- warknął jeden z nich.
- Może jednak mój. Czepiajcie się kogoś swojego pokroju, a nie takiego dziecka jak on. Co? Boicie się startować do większych bo nie dacie rady dlatego znęcacie się nad słabszymi? Wstyd panowie... Przynosicie hańbę naszej płci- stwierdziłem stając przed chłopakiem i jednocześnie trochę go popychając do tyłu.
- Masz rację. Może by tak z tobą?- skatował mnie spojrzeniem i podszedł bliżej, zadając mi cios w brzuch.
Moje chude ciało natychmiast zgięło się w pół, a kolana trochę zgięły.
- Chodź stary, później się nim zajmiemy- powiedział goryl do swojego kolegi i odeszli ciężkim krokiem.
Złapałem się poręczy ławki, która była obok i natychmiast usiadłem, nadal kurczowo trzymając się brzucha i będąc trochę pochylonym.
- Nic panu nie jest?- spytał chłopak, również trochę się schylając żeby dostrzec moją twarz, którą zakryły moje czarne kudły.
- Nie, mi nic nie jest, a tobie? Wszystko dobrze? Nic ci nie zrobili?- spytałem, już trochę unosząc głowę.

<Dezydery?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz