poniedziałek, 28 grudnia 2015

Od Kody CD Kai'a

Przekręciłem kluczyk w drzwiach, a następnie schowałem go do kieszeni beżowego płaszcza, niestety jeansowa kurtka także była mokra, a więc byłem zmuszony zmienić również odzież wierzchnią, bo pomimo tego, że wciąż trwała wiosna, tak ciepło znowuż nie było, a mnie jest wiecznie zimno. Gdy Ty chodzisz z krótkim rękawkiem, ja chowam się pod stosem kołder oraz kocyków, takie nietypowe ze mnie stworzenie.
Spojrzałem na wyszczerzonego od ucha do ucha Kai'a, który jak na złość po prostu nie odszedł, ale kolejny raz postanowił mnie speszyć. Tak go to bawi? Ohoho, no świetnie. Fajną zabawę sobie znalazł.
Odchrząknąłem, próbując ukryć niekomfortowe uczucie w gardle.
- Dobranoc - rzuciłem lapidarnie, po czym żwawo odwróciłem się na pięcie i ruszyłem energicznym krokiem do domu, stąd to jakieś pół godziny drogi z buta. Lubię spacerować, więc dla mnie to czysta przyjemność. Poza tym świeże powietrze dobrze robi na sen, szybciej zasnę, a rano będę bardziej wypoczęty. Właśnie, jutro praktyki w liceum. Muszę przygotować klasę trzecią "A" do przyszłych egzaminów z historii. Przydałoby się też trochę popytać, wiem, że uczniowie tego nie znoszą, ale nie mam wyboru, trzeba im uświadomić czego jeszcze nie umieją i co trzeba doszlifować.
Westchnąłem ciężko, otwierając drzwi domu. Zapaliłem światło i zręcznym ruchem powiesiłem płaszcz na wieszaku, a buty ustawiłem w linii prostej pod ścianą. Przejechałem pobieżnie wzrokiem po parterze, jakbym chciał się upewnić, że wszystko jest na swoim miejscu. W moim domu zawsze panował idealny ład i porządek. Owszem, jestem perfekcjonistą, przypominam trochę słynnego bohatera książek Agathy Christie, Herkulesa Poirota, niesamowitego detektywa, dla którego źle zawiązany krawat bądź nierówno ustawione bibeloty to prawdziwe katusze. Zwykle pierwsze, co robi to układa chaotycznie ułożone w przestrzeni przedmioty, potem zabiera się za zagadkę morderstwa. Wprawdzie mnie aż tak nie drażnią krzywe krawaty i lekki nieporządek, ale mam swoje granice.
Poprawiłem okulary, a następnie wszedłem schodami na piętro, gdzie znajdowała się łazienka. Od razu wrzuciłem zabłocone ubrania do pralki, aby na następny dzień były już czyste i gotowe do wysuszenia.
Na szybko wziąłem kąpiel i przebrałem się w domowe ubrania, a potem wróciłem na parter, aby zrobić kolację. Nie lubię chodzić spać z pustym żołądkiem, takie przyzwyczajenie wyniesione z rodzinnego domu. Kucharki zawsze powtarzały, że trzeba jeść trzy posiłki dziennie. Czasem miałem wrażenie, że służba bardziej się martwiła o mnie, Kidę oraz Doriana, niż nasi rodziciele. My właściwie nie byliśmy tylko wpadkami? Jakoś specjalnie się nami nie przejmowali, więc wszystko możliwe.
Po skonsumowaniu lekkiej sałatki, którą przygotowałem, umyłem zęby i od razu poszedłem spać. Dochodziła akurat północ.

~*~

O piątej dziesięć budzik zawył swoim paranoicznie głośnym dzwonkiem, wytrącając mnie z błogiego snu. Nie miałem siły wstawać, jak to zwykle rano, ale mimo wszystko przezwyciężyłem grawitację mięciutkiego materaca i zwlekłem się na podłogę, założywszy okulary na nos. Leniwym krokiem udałem się do szafy, skąd wyciągnąłem białą koszulę, czarny krawat w szare paski oraz ciemne jeansy. Szybko ubrałem się w tak przygotowany komplet, a następnie wstąpiłem do łazienki, aby umyć twarz oraz zęby i ułożyć włosy. Potem szybkie śniadanie i do pracy.
Przed wyjściem zabrałem jeszcze wszystkie dokumenty oraz papiery, których była chyba tona. Siedem segregatorów, pięć teczek, plus zakupiony papier ksero, o który prosił mnie jeden z profesorów. Z ciężkim westchnięciem wziąłem wszystko na ręce i jakimś cudem zamknąłem drzwi na klucz.
Ruszyłem drogą przed siebie.
Jak na złość na ulicy było pełno błota, jakiś głupi kierowca mnie nie zauważy i po dokumentach. Ewentualnie ja się potknę i wszystko wyleci mi z rąk. Dyrektorka mnie zatłucze, jeśli nie doniosę tych papierów. To naprawdę frenetyczna oraz lekko agresywna kobieta. Ostatnio tak się wściekła, że wszędzie latały storczyki, które wcześniej przyniosła do swojego gabinetu. Współczuję jej mężowi.
W pewnym momencie zderzyłem się z jakąś osobą, a wszystkie teczki wylądowały na betonie. Przekląłem soczyście pod nosem, klękając przy kartkach, dzięki Bogu żadne nie wpadły do błota.
- Uważaj jak chodzisz! Nie zauważyłeś człowieka z toną ważnych dokumentów?! - warknąłem sucho zirytowany całym zajściem. Po chwili podniosłem głowę, aby spojrzeć na człowieka, który mnie potrącił.
Cho.lera. Kai.
Przełknąłem głośno ślinę, nie wiedząc czego się po nim spodziewać. Speszony poprawiłem nerwowym ruchem okulary, spadające mi na czubek nosa. Spuściłem głowę zawstydzony.

<Kai?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz