piątek, 25 grudnia 2015

Od Yenn CD Lionka

Spojrzałam na niego i na jego wyciągniętą w moim kierunku dłoń. Wyciągnęłam także moją i uścisnęliśmy je.
-Jennifer-przedstawiłam się. Chłopak wyszczerzył się i spojrzał mi w oczy. Nie skomentował ich, chociaż widziałam, że troszkę się zdziwił. Nagle nachylił się do mnie i... powąchał mnie? Odepchnęłam go zdezorientowana.
-Co Ty robisz?-warknęłam.
-Sprawdzam, czy pachniesz bzem i agrestem-zaśmiał się.
-Istotnie, tak pachną moje ulubione perfumy-uśmiechnęłam się lekko.-Ale gdybyś się pytał, to nie, nie mam wypchanego jednorożca-zaśmiałam się.
Moje rozmyślania przerwał dzwonek mego telefonu. Wyciągnęłam go szybko i odebrałam.
~Hi, darling-usłyszałam. Spojrzałam na Lionell'a, który wyraźnie skrzywił się, słysząc mojego rozmówcę.
-Tato, na jakim lotnisku? Przecież oboje jesteśmy w Anglii.-spytałam, automatycznie przechodząc na polski. W telefonie usłyszałam szum i głos spikera. Byłoby to całkiem normalne, gdyby spiker nie mówił po japońsku.
-TATO! Co Ty robisz w Japonii? Jutro wigilia!
~Właśnie zamierzam Ci to wyjaśnić, córeczko. Nie denerwuj się. Przepraszam, że mówię Ci to teraz, ale mój partner biznesowy, pamiętasz, ten Japończyk, co Ci ostatnio o nim mówiłem, przełożył nasze spotkanie właśnie na święta... No i po prostu musiałem tu być.
-Ale będziesz na święta?-spytałam z nadzieją.
~No właśnie... Do tego miałem dojść. Przykro mi, córuniu, ale święta w tym roku wyprawimy w Tokio.
-WyprawiMY? Zabukowałeś mi bilety na samolot?-ucieszyłam się. Zawsze chciałam polecieć do Japonii.
~Iduś... Nie zabukowałem. Przepraszam. Chodziło mi o mnie i Elizę. Mam nadzieję, że się nie gniewasz...
-Ty i ta... Ta...-nie chciałam otwarcie przeklinać.
~Ida, proszę Cię...
-Od kiedy interesy są dla Ciebie ważniejsze od rodziny?-warknęłam i rozłączyłam się.
Lekko trzęsącą się dłonią schowałam telefon do kieszeni i oparłam się o ścianę budynku, przy którym staliśmy. Odetchnęłam głęboko i spojrzałam w niebo. Nie płacz, tylko nie płacz, Yenn.
-Wiedziałem, że nie jesteś stąd-oznajmił. Nie odpowiedziałam.
-Coś się stało..? Czyżby Twój Geralt Cię zostawił?-zadrwił ze mnie Lionell.
-Poje... Bóg Cię opuścił?-warknęłam, już po angielsku.-Nie mam żadnego Geralta.
-W takim razie kto taki zwraca się do Ciebie "kochanie"?-spytał z ironią.
-Na pewno nie Ty.
-A dlaczego, kochanie?-specjalnie zaakcentował ostatni wyraz. Przewróciłam oczami i znowu spojrzałam w niebo. Westchnęłam głęboko i ukradkiem otarłam łzę.
-Ej, Yenn... Powiedz, co się stało-złagodniał lekko.
-To był mój tata. Dzwonił z Tokio, po to, by dzień przed wigilią oznajmić mi, że nie przyjedzie na święta. Zajebiście, co?
-Nie martw się... Ja też będę miał samotne święta...
-Kurde, ale mnie pocieszyłeś...-mruknęłam. Wtedy przeniosłam wzrok na niego.
-Czekaj. A może przyjdziesz do mnie?-spytałam.-Nie lubię być sama-powiedziałam. Było w tym trochę prawdy, bo gdybym miała być w te święta sama to przeryczałabym je, upasłabym się jak hodowlany wieprzek i wpadła w głęboką depresję. Wszystko dlatego, że mój tata woli swoją drugą żonę i interesy ode mnie. Jeszcze nigdy nie byłam sama w święta. A w tym roku ja miałam robić wigilię. Ale weź się w garść, Yenn.
-Serio?-podniósł brwi-Zapraszasz mnie na święta?
-Skoro nie masz żadnych planów, to co niby stracisz, że się tak dziwisz? Jak Ci nie pasuje, możesz nie przychodzić-powiedziałam. Chłopak natychmiast się zreflektował.
-Nie no, oczywiście, że przyjdę-wyszczerzył się. Skinęłam głową i uśmiechnęłam się. Podałam mu mój numer, adres i powiedziałam, by zjawił się u mnie jutro w godzinach wieczornych. Poleciłam mu także, żeby ubrał się raczej odświętnie. Pożegnałam się z nim i na ten dzień nasze drogi się rozeszły.
***
Obudziłam się o siódmej i w koszuli nocnej popędziłam do kuchni. Po drodze włączyłam jeszcze wieżę i puściłam muzykę. Już po chwili wrzeszczałam razem z Maksymilianem (jak ja kocham jego głos <3). Otworzyłam lodówkę i z uśmiechem skwitowałam, że wszystko, co potrzebne już mam. Zaczęłam więc od porannej kawy i nakarmienia Quei, a potem, teraz rycząc już razem z Alexi'm (Are you dead yet?) zabrałam się za gotowanie świątecznych potraw. Nie baczyłam na to, że Lionell na pewno nie jadł polskiej kuchni i może mieć wobec niej obiekcje. Wymowę miał raczej amerykańską. Dla mnie święta to święta, obchodzę je według polskiej tradycji, niezależnie od tego, gdzie w danym momencie się znajduję. Ale tak na prawdę miałam nadzieję, że mu się spodoba. Byłoby mi głupio, gdyby zaproszony przeze mnie samą do mego mieszkania gość czuł się źle.
***
Dochodziła osiemnasta, Lionell miał być o dwudziestej, a ja już wszystko miałam ugotowane, choinka stała ubrana... Okej, trzeba zająć się sobą, bo nakrycie do stołu to tylko moment.
Poszłam więc do łazienki, gdzie wzięłam długą kąpiel z hydromasażem. Umyłam jeszcze włosy i zawinęłam się w ręcznik. Poszłam do garderoby umiejscowionej przy sypialni i zaczęłam przeglądać sukienki. Wybrałam prostą małą czarną na krótki rękaw i kończącą się w połowie uda. Odsłaniała troszkę dużo, ale to nic. Do tego czarne rajstopy i czarne szpilki. Wzięłam wszystko do łazienki, gdzie wysuszyłam włosy i ubrałam się w przygotowane rzeczy. Wymodelowałam włosy i zrobiłam sobie makijaż.
Stukając obcasami po panelach poszłam nakrywać do stołu, z którego, oczywiście, musiałam ściągnąć Queirish.
Gdy skończyłam, usiadłam na kanapie i zamyśliłam się. Dopiero teraz do mnie dotarło, że zaprosiłam do mieszkania zupełnie obcego człowieka. Yenn, dziewczyno, ale ty jesteś głupia... Przecież ty go w ogóle nie znasz? A jak ukradkiem wsypie ci jakieś prochy do żarcia, a kiedy już zezgonujesz zgwałci cię, okradnie, sprzeda do jakiegoś burdelu... Co cię podkusiło?
No właśnie nie wiedziałam, co mnie podkusiło. Jakiś impuls i tyle. A przecież on nic mi nie zrobi... Jestem u siebie, mam tutaj broń, uczę się walczyć. Ogarnij dupę, Yenn. Po prostu pomyśl, zanim coś zrobisz.
Dzwonek do drzwi.
-Osz kurw.a...-mruknęłam, a potem popędziłam do drzwi. Otworzyłam je i zobaczyłam Lionella. Otworzyłam drzwi tak, żeby mógł wejść.
-Dobry wieczór-powiedział, dokładnie lustrując mnie wzrokiem.
-Hej, oczy mam wyżej-mruknęłam. On tylko się zaśmiał i zdjął kurtkę. Pod nią miał garnitur, białą koszule i czarną muszkę. Ładnie, ładnie. Wstrzelił się w moje gusta.
-Coś pięknie pachnie-powiedział, wchodząc dalej.
-Wiesz... Nie wiem jaki zwyczaj jest u Ciebie, ale ja zrobiłam tradycyjną polską wigilię-uśmiechnęłam się lekko.-Zapraszam do stołu.
Przedstawiłam mojemu gościowi polskie zwyczaje i potrawy znajdujące się na stole. Przeczytałam Biblię, odmówiliśmy modlitwę, przełamaliśmy się opłatkiem i zaczęliśmy jeść.
***
-To było pyszne.-podsumował mój gość, odchodząc od stołu. Poszedł do werandy, a ja zaczęłam sprzątać.
-Polska kuchnia jest świetna, polskie zwyczaje są ciekawe, a polskie dziewczyny...-nie dokończył, tylko się zaśmiał. Podszedł do mnie i wyciągnął zza pleców małe pudełeczko.
-Proszę bardzo-powiedział i podał mi je z uśmiechem. chwilę stałam osłupiała. bo na śmierć zapomniałam o prezencie dla niego.-Co, w Polsce nie dajecie sobie prezentów?-spytał i zaśmiał się.
-Przepraszam, ale zapomniałam o prezencie dla Ciebie-wydukałam, czerwieniąc się.
-Nie przejmuj się, to nic takiego-powiedział.-Ale teraz otwórz-polecił.
Wzięłam więc paczuszkę i rozpakowałam ją. W środku były piękne obsydianowe kolczyki.
-Ej, nie żartuj sobie-mruknęłam.-Musiałeś wydać na to fortunę... Nie mogę ich przyjąć.
-Ćśśśśś... nie marudź.
-Po prostu mówię, że to nie może tak być, że się tak na mnie wykosztowujesz...
-Nie marudź, mówię. To prezent-powiedział, a ja wywróciłam oczami.
-Dziękuję bardzo. Są przepiękne-powiedziałam i przytuliłam go.
-Która to już godzina?-spytałam, patrząc na zegarek. Była 23. No, dosyć zabalowaliśmy przy tej kolacji...
-Jak wrócisz do domu?-spytałam.
-Wiesz... Mieszkam na drugim końcu Londynu, jest już późno... Nie chciałbym tłuc się po nocy...-wyszczerzył się.
-Wygrałeś życie-oznajmiłam.-Mój samochód stoi u mechanika. Śniegu napadało*, tak, że drogi prawie nieprzejezdne... Do metra zapewne nie chce Ci się iść?
-Zgadłaś-Lionell wyszczerzył się. Bez słowa poszłam rozłożyć sofę.
-Śpisz na kanapie-oznajmiłam.-Łazienka jest tam-wskazałam.-A jak Cię zobaczę u mnie w sypialni, to...
-To oczywiście wpuszczę Cię pod kołdrę-dokończył, parodiując mój głos.
-Co?-nie zrozumiałam na początku.-Wcale nie!-Krzyknęłam po małej chwili. On się zaśmiał, a ja rzuciłam w niego poduszką.
-Osz Ty!-krzyknął, chwycił poduszkę i już miał we mnie rzucić, jednak udało mi się skryć w łazience. Oznajmiłam mu, że w takim razie, to ja idę się pierwsza myć, a on poczeka.
Jak powiedziałam, tak zrobiłam. Gdy skończyłam, owinęłam się w ręcznik i niepostrzeżenie przemknęłam do sypialni, gdzie założyłam koszulę nocną i znowu do łazienki, by odwiesić ręcznik i uszykować jakiś dla mego gościa.
Oznajmiłam Lionell'owi, że łazienka jest wolna i poszłam nakarmić Quei. Po chwili Lionell wyszedł z łazienki. Był tylko w bokserkach, więc mogłam się napatrzeć na jego wypracowane ciało. Podchwycił mój wzrok i uśmiechnął się lekko.
-Wiesz, nie mam piżamy...-zaśmiał się,a ja zmieszana odwróciłam wzrok.
-To co teraz robimy?-spytałam.
-Idziemy do łóżka-wyszczerzył się. Przewróciłam oczami i podeszłam do niego.
-Wybacz, ale nie założyłam mojej koronkowej bielizny, więc może mógłbyś przełożyć na kiedy indziej tą kuszącą propozycję?-wymruczałam, przygryzając dolną wargę. Lionell uśmiechnął się, uniósł brwi, spojrzał na sufit, po czym uśmiechnął się jeszcze szerzej. Powędrowałam za jego wzrokiem i ujrzałam... jemiołę. No tak, parę dni temu kupiłam ją od jakieś starszej pani... Yenn, po co ją wieszałaś...? To był samobój, dziewczyno.
-Jemioła jest angielska, nie polska-mruknął Lionell z uśmiechem.-Ale w tej chwili to nie przeszkadza, prawda?
-Chyba też tak myślę...-odparłam, niezbyt wiedząc, co robię. Stanęłam na palcach i złączyłam nasze wargi. Pocałunek był krótki, ale emocjonujący. Odkleiłam się od chłopaka i popędziłam po szkicownik i ołówki.
-Wiesz... Chyba wiem, jaki mogę mieć dla Ciebie prezent-powiedziałam.
Lionek? ;3
*Wiem, że w Londynie śnieg pada raczej rzadko, ale to na potrzeby opowiadania XD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz