piątek, 25 grudnia 2015

Od Sono

Pierwsze stłumione dźwięki gitary. Światło. Jedziemy.
Kolejny koncert, który grałam w angielskim pubie, gdzie pracowałam.
Koncert z przyjaciółmi, z ktorymi grałam w Halestorm. Niechybnie połączone dwa człony nazwiska.
Kilka numerów. Byłam w swoim żywiole. Aż dziwne że zawsze przychodziło tu wielu ludzi. Od lat próbowałam wybić się na wyżyny w karierze muzycznej, lecz do tej pory grałam po lodnyńskich pubach i wracałam do domu, by wstać rano do pracy. Tak było i tym razem.
Wróciłam do domu, na który sama zarobiłam, odcinając się od życia w L.A.
Rodzice od czasu do czasu przysyłali mi pieniądze. Chcieli mi wynagrodzić to, co zrobił ojciec. Nie wierzyłam.
Byłam zmęczona.
Rano obudziło mnie ostre słońce, co w tym mieście było zawsze cudem.
Z trudem wstałam i powlokłam się na 9 do pracy.
-Sono coś nie w sosie dzisiaj-zagadał do mnie kolega z pracy.
-wiesz jak to jest, 7 dni w tygodniu praca. -wzruszyłam ramionami i zaczęłam parzyć kawę dla klientów.
Nagle uderzył mnie podmuch wiatru.
-Pete, trzeba kiedyś załatać to okno-powiedziałam.
-jutro-mruknął.
Od paru dni było jutro. Ktoś stłukł szybę a nikomu nie chciało się wstawiać nowej.
Do pubu wszedł jakiś chłopak i usiadłszy przy barze zdjął kurtkę. Na ramieniu miał dziary. Hm. Ciekawe kto jeszcze ma małe studio oprócz mnie.
-co podać ?-zapytałam chłopaka.

[chłopak jakiś?]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz