Do mojego otępionego snem umysłu zaczęły docierać bodźce z otoczenia tym samym zmuszajac mnie do przerwania trwającego zdecydowanie za krótko snu. Zwlokłem się z łóżka i sięgnąłem po telefon by sprawdzić, która była godzina. 12;37... Fenomenalnie, mam aż 23 minuty by pojawić się na treningu, a mój kac po wczorajszej zabawie nie opuścił mnie ani ociupinkę. Zrezygnowany udałem się pod przysznic i delektowałem się błogą orzeźwiającą chwilą pod strumieniem lodowatej wody. Po kąpieli wytarłem całe ciało na koniec obwiązując biodra ręcznikiem i udałem się do pokoju aby spakowac wszystkie potrzebne rzeczy przy okazji układając w głowie plan jak zminimalizować swoje spóźnienie. Po dzięsięciu minutach byłem gotów i przeżucając torbę przez ramię wybiegłem z klatki. Mróz, który uderzył w moją twarz nie był niczym przyjemnym. Zima... Po co to komu? Ah, no tak to ten cały śnieg, którego niemalże nie ma zapewnia tą świąteczną atmosferę. Gów.no prawda. Święta są słabe. Jak zawsze w tym roku spędzę je sam, z grzanym winem w ręku. Przynajmniej nie będę musiał zamartwiać się jakimiś potrawami czy tam prezentami.
Wziąłem głęboki wdech nie będąc do końca pewnym czy święta w pojedynkę są naprawdę tak wspaniałe jak miemałem.
Porzuciłem te myśli i skupiłem się na tym co mam do zrobienia. Mianowicie wstąpić do jakiejś kawiarenki na szybką orzeźwiającą kawę. Wpadłem niczym burza i złożyłem zamówienie, na które niestety musiałem trochę zaczekać.
Zniecierpliwiony stałem i opierałem się o ścianę wyglądając przez okno oraz przyglądając się tym zabieganym ludziom starającym się dopiąć wszystko na ostatni guzik w przed dzień świąt.
Kiedy obsługująca mnie kelnerka wywołała moje imię ruszyłem w stronę kas by odebrać zamówienie. Niestety moja nieuwaga i pośpiech nie przyniosły ze soba nic dobrego. Na ironię losu nie zauważyłem innej pracownicy sprzątającej zamówienie przez co na nią wpadłem,a kawa którą trzymała pięknie poplamiła jej mundurek.
Nim zdążyłem cokolwiek powiedzieć dziewczyna zapewniła, że nic się nie stało chociaż jej twarz mówiła zupełnie co innego. Jak szybko się pojawiła tak szybko zniknęła.
- Zaje.biście - mruknąłem pod nosem, czując się zobowiązanym do złożenia przeprosin.
Wziąłem swoją kawę po czym pociągnąłem długi łyk. I tak już byłem spóźniony, zatem co mi tam ?
Niedługo potem koleżanka pojawiła się ponownie, a widząc mnie irytacja wymalowana na jej proporcjonalnej buzi była wręcz namacalna.
-Czy czegoś pan potrzebuje?Jeśli nie, to przepraszam, ale są też inni klienci. - wysyczała z wymuszoną słodycza.
- Tak się składa, że potrzebuję. - uśmiechnąłem się szelmowsko.
- Czego? - burknęła.
- Twojego numeru telefonu.
- Niedoczekanie twoje. - prychnęła z rozbawieniem - A tymczasem żegnam. Na przyszłość sugeruję bardziej uważać, gdyż kawa może wylać się niechcący również na pana. - przewróciła oczami i mnie wyminęła zostawiając z jasnym ostrzeżeniem.
Hmm... intrygujące.
Zadowolony w duchu udałem się na trening, a raczej jego połowę. Czas minął jak z bicza strzelił, tak koszykówka to jest dobry sport. Dobra kogo ja oszukuję, każdy sport jest spoko pod warunkiem, że praca w niego wkładana przynosi jakieś efekty.
Wracałem do domu tą samą drogą, którą szedłem rano podświadomie wierząc, że pani od porannego incydentu nie skończyła jeszcze swojej zmiany.
Była specyficzna, tak to bardzo dobre określenie. Jednakże na pierwsze wrażenie najbardziej zaskakujący był jej akcent. Napewno nie była tutejsza. Mówiła ładnie, składnie, bezbłędnie ale słowa wypowiadała bardziej miękko. Włoszka? Nie, za blada. Hiszpanka to samo... Huh... A to ci dopiero zagwostka.
Kiedy spojrzałem przed siebie zacząłem się poważnie zastanawiać czy dziś to dzień dobroci dla zwierząt czy co ? Może powinienem w totka dziś zagrać.
Intrygująca istota akurat wychodziła z lokalu. Teraz dopiero mogłem przyjrzeć się jej budowie uważniej. Służbowe szmaty skutecznie zakrywały jej krągłości. Odpowiednie w odpowiednich miejscach no no... zatem moja intuicja, która kazała mi poprosić ją o numer była jak najbardziej uzasadniona.
Przyśpieszyłem kroku i w mgnieniu oka znalazłem się przy dziewczynie.
- Cóż za spotkanie ! - wykrzyknąłem radośnie.
- To znowu ty?
- Również się cieszę, że Cię widzę.
- To znakomicie...
- ...skoro nie udało mi się zdobyć Twojego numeru, to może chociaż dowiem się jak masz na imię ?- wszedłem jej w słowo.
- Czy ja wiem. - rozejrzała się w pośpiechu w koło siebie.
- Ale ja wiem. Lionell jestem. - oznajmiłem i wyciągnąłem w jej kierunku dłoń.
< Yenn ? <3 praszam, że tak długo ale mi się usunęło ! >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz