Po całej nocy spędzonej w lesie na fotografowaniu przyrody z drzewa i zza krzaków wreszcie wróciłam do leśniczówki. Włączyłam laptop który zawsze tu był wolę takich rzeczy nie mieć w domu przy ojcu. Przejrzałam na szybko zdjęcia. Udało mi się uchwycić kilka pięknych zdjęć wilków. Co prawda miałam stracha, ale zwierzęta nawet się mną nie przejmowały załatwiały swoje sprawy. Wzięłam prysznic i ubrałam się w coś innego niż moro, a mianowicie rurki, biały T-shirt ze spongebobem, bluzę z kapturem i moją kurtkę zimową z kolorze granatowym. Na ramię torba z aparatem, książkami na dziś i laptopem, za pasek znowu schowałam broń i ruszyłam na skraj lasu gdzie znajdował się mój samochód. Wsiadłam do niego i udałam się z powrotem do miasta. Zaparkowałam przy szkole i weszłam do środka dzisiaj nie będzie spóźnienia. Przyszłam stosunkowo szybko. Bo szkoła była jeszcze praktycznie pusta. Powoli przybywało ludzi, zauważyłam Kamila na korytarzu. Cho*era przecież ja mam jeszcze za paskiem colt'a, nie wyjmę i nie schowam teraz broni do torby, która nie oszukujmy cisnęła mnie już w plecy. Maksymalnie naciągnęłam bluzę na tyłek i miałam cichą nadzieję, że na moich plecach na bluzie nie jest idealnie odbity pistolet, bo jeśli tak to będzie słabo.
<Kamil?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz