Kiedy dotknął moich dłoni mimo woli lekko się wzdrygnąłem i poczułem jak po karku przed plecy aż do kości ogonowej przechodzi mnie chłodny dreszcz, by zaraz potem zrobiło mi się gorąco i duszno. Serce łomotało mi w piersi jak oszalałe, nie sposób było tego chyba nie wyczuć zwłaszcza, że siedział tak blisko, co potwornie mnie stresowało.
Łapiąc moje ręce i zaczynając grać, otoczył mnie ramieniem. W jego objęciach byłem taki drobny i słaby, niemalże w nim utonąłem, a dodatkowo sam z siebie skuliłem się, chcąc zabierać jak najmniej miejsca...
- Wrzuć na luz. Przecież cię nie zjem. - powiedział łagodnie. Na moje policzki wdarł się delikatny rumieniec, mam nadzieję, że delikatny i przede wszystkim, że tego nie zauważył. Nieznacznie spuściłem głowę speszony, wbijając wzrok w swoje stopy.
James grał naprawdę świetnie, wsłuchałem się w muzykę, starając się rozluźnić i jakoś zignorować fakt, że jest tak blisko.
Kiedy skończył, powiedziałem:
- Fajnie grasz... - powiedziałem cicho.
- Ty też. Grasz na czymś jeszcze? - spytał jakby chcąc podtrzymać rozmowę, a ja czułem jego wzrok na swej twarzy, przysłoniętej teraz do połowy grzywką, którą starałem się zasłonić rumieniec, który jak na złość nie chciał zniknąć z mych policzków.
- Na gitarze... Ogólnie na instrumentach strunowych... szarpanych... - trochę się pogubiłem, co jeszcze bardziej mnie zestresowało. Cofnąłem dłonie, zaczynając nerwowo miętosić w palcach krawędź koszulki.
- Chcesz coś do jedzenia? Do picia? - zapytał, ale nie wstał.
- N-nie... Dziękuję... - odparłem i postarałem się w miarę naturalnie do niego uśmiechnąć. - Nie chciałbym nadużywać twojej gościnności... No i powinienem już wracać... W domu czeka na mnie Mortimer... - dodałem.
- Twój chłopak? - zażartował. Strasznie się zarumieniłem.
- N-nie...! - odpowiedziałem potwornie zawstydzony. - To mój p-przyjaciel... - dodałem unikając jego spojrzenia.
- Pokażesz mi jak grasz na gitarze? - spytał.
- A masz tu... gitarę? - starałem się pozbyć rumieńca.
- Niestety nie... - odparł. - A ty masz? - znów czułem na sobie jego wzrok, przez co po raz kolejny po plecach przeszły mi dreszcze.
- M-mam... - przytaknąłem.
No i byłem tak skołowany i zestresowany, że nawet się nie zorientowałem, kiedy stałem przed drzwiami swojego mieszkania, a James stał za mną, czekając aż otworzę drzwi. Odszukałem klucze i drżącymi rękami przekręciłem jeden z nich w zamku, a drzwi się otworzyły. Do mych uszu dobiegł znajomy odgłos pazurków uderzających o panele. Wpuściłem James'a do środka i w tym momencie pojawił się Mortimer, wychodzący akurat z salonu. Wpierw spojrzał ciekawie na gościa przekrywiając łebek, by podejść i oprzeć na mnie swe przednie łapki, bym wziął go na ręce. Podniosłem go więc i powiedziałem:
- T-to jest M-Mortimer... - powiedziałem nieco się zacinając, patrząc przy tym na James'a.
- Pies? - spytał.
- N-no tak... - przytaknąłem.
- Kiedy powiedziałeś, że to twój przyjaciel myślałem, że masz współlokatora! - zaśmiał się szczerze. Miał bardzo ładny śmiech. Delikatnie się uśmiechnąłem.
- To gdzie masz tą gitarę? - spytał.
- Chodź... - skierowałem się do swojej sypialni, po drodze stawiając Mortimera na ziemię. - Przepraszam za ten bałagan, nie miewam gości... - powiedziałem skruszony. Może nie było aż tak źle, a nawet panował jako taki porządek, ale gdzieniegdzie leżały ubrania, książki, kostki do gitary, na łóżku leżał też kapodaster i inne takie rzeczy, które normalnie miały miejsce gdzie indziej. Pojedyncze ubrania walające się gdzie niegdzie oraz piżame zrzuciłem z łóżka, żeby James mógł usiąść, po czym zniknąłem w mniejszym pomieszczeniu stanowiącym zarówno obszerną garderobę jak i skład na komiksy, płyty, gry wideo, filmy i oczywiście sprzęt muzyczny, którego miałem mnóstwo. Wyciągnąłem z pudła moją ulubioną gitarę akustyczną, po czym wróciłem z nią do pokoju. James stał przed jedną z półek i oglądał zdjęcia.
- Kto to? - spytał. Podszedłem stawiając gitarę obok łóżka, żeby zobaczyć, o jakie zdjęcie pyta. Widząc delikatnie się uśmiechnąłem.
- To mój brat, moja siostra i jej chłopak oraz mama i tata... - powiedziałem pokazując po kolei na osoby.
- Jesteś podobny do twojego taty... - oznajmił po chwili. Trochę smutno się uśmiechnąłem i spojrzałem na Mortimera, który siedział na łóżku i patrzył na mnie.
- Każdy, kto widzi to zdjęcie tak mówi. - powiedziałem spokojnie, chociaż mój głos mimo woli był nieco cichszy.
- Nie jesteś z Anglii, co nie? Masz inny akcent... - odstawił zdjęcie na półkę i spojrzał na mnie.
- Kalifornia. - odparłem.
<?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz