niedziela, 27 grudnia 2015

Od Kai'a - c.d Kody

Mężczyzna się przebierał, a ja niefortunnie stałem i czekałem na niego. W sumie ta kwiaciarnia taka mała nie była. Miliony kwiatów, różnych rodzajów, a ja znałem tylko kilka tych „podstawowych” – czyli róże, tulipany i goździki. Reszta to.. Kwiaty i tyle. Wtem przyszedł Koda, podając mi bukiet kwiatów.
- To drugie podziękowanie za ocalenie tyłka - rzekł. - Gerbery oznaczają szacunek, zaś goździki mówią "bardzo dziękuję". Każdy kwiat ma jakieś znaczenie - zaśmiał się, ruszając w kierunku wyjścia.
Trzymałem kwiaty i je jeszcze obserwowałem kilka chwil, dziwne uczucie dostania kwiatów od mężczyzny, któremu uratowało się tyłek, ale to miłe. Uśmiechnąłem się lekko. Wyszliśmy z kwiaciarni, Koda zakluczył drzwi, a ja żwawym krokiem kroczyłem ku swojemu domu. Odwróciłem się i posłałem mu uśmiech, który ukazywał szereg idealnie prostych, białych kiełków, które pomimo ciemności w pewien sposób można było normalnie dostrzec.
- Dobranoc. – rzuciłem przyśpieszając kroku.
To był naprawdę hojny gest, no i taki sprawiający, radość? Tak, radość, euforię. Nadal się szczerzyłem jak głupi. To mogło się wydać dziwne, że szczerzyłem się do roślin, ale po prostu nigdy nie dostałem kwiatów, nigdy nawet nie miałem z nimi do czynienia pod względem posiadania ich w domu, moja matka miała alergię na goździki i kilka innych kwiatów, więc nie mogły być nawet w ogródku. Zresztą, po co przypominam sobie tamte chwile? Nie potrzebne mi są, wolę to co jest teraz.
Wszedłem do klatki, schodami podążyłem do góry, sprawnie wyciągnąłem klucze z kieszeni kurtki. Szybko znalazły się w zamku, od-kluczyłem i wparowałem do środka, wyciągając klucze sprawnie z zamka. Rzuciłem (klucze) na blat w kuchni, a drzwi zamknąłem i zakluczyłem od razu gdy tylko wszedłem do środka. Kwiaty znalazły się tuż obok kluczy, w kuchni był jakiś wazon. No bo ja oczywiście nie miałem, jak zwykle. Nalałem wody i od razu wsadziłem do niego bukiet kwiatów. Sam musiałem się umyć po tym wszystkim, jeszcze rano wstać o 5 i iść biegać... Więc poszedłem do łazienki, zamknąłem drzwi i od razu zrzuciłem z siebie wszystkie ubrania i sprawnie wsunąłem się do kabiny prysznicowej myjąc dokładnie każdy skrawek ciała, jak i włosów.
Po orzeźwiającym prysznicu i wytarciu wszystkiego wyszedłem z łazienki i na goło poszedłem do swojego pokoju, gdzie znajdowały się wszystkie moje rzeczy. Z szafy wyjąłem czyste bokserki i jakąś koszulkę w której często śpię. No i w takich ciuchach musiałem wrócić do łazienki, no co? Posprzątać to ja muszę, bo nie mam kim się wysłużyć, tak jak dawniej byli to rodzice, trzeba radzić sobie samemu…. W łazience wszystkie brudne, przepocone ciuchy wylądowały w koszu na pranie, ręcznik wziąłem i poszedłem rozwiesić na balkon, tak, tak, wiem jest to nieodpowiedzialne wychodzić z mokrą głową, ale raz się żyje. Hehehehehe… Wszedłem do środka i zamknąłem okno balkonowe. No i znowu udałem się do łazienki, gdzie umyłem zęby, kiedy już to zrobiłem (co zajęło mi niespełna 3 minuty) zgasiłem światła w każdym zakamarku domu (poza własnym pokojem) i poszedłem do sypialni, kładąc się na łóżku i wtulając się w kołdrę, w którą się owinąłem. No i już miałem iść spać… Kiedy to sobie uświadomiłem, że muszę jeszcze zgasić światło w swoim pokoju. Leniwie się odwinąłem z ciepłej pościeli i podniosłem się z łóżka, poszedłem zgasić światło, po czym szybko znowu wylądowałem w łóżku i dość szybko usnąłem…
~
O piątej rano zadzwonił budzik. Uhh…
- Ja chce spać! – zawyłem w sumie do siebie.
Podniosłem się leniwie, chłód uderzył w moje ciało, tym samym znowu rzuciłem się na łóżko pragnąc dalej spać. Jednak nie mogłem już zasnąć. Zrezygnowany rękoma odepchnąłem się od materaca i zwróciłem się ku szafie. Wyjąłem ciuchy sportowe, które szybko znalazły się na mnie - wcześniej zdjąłem koszulkę w której spałem – przetarłem dłońmi twarz i udałem się do kuchni. Pierwsze co rzuciło mi się w oczy to był wazon w którym stały kwiaty, które dostałem wczoraj od Kody. Uśmiech sam wkradł się na moje usta, unosząc je ku górze i wywołując rozbawienie z zaistniałą wczorajszą sytuacją. Pokręciłem głową i podszedłem do lodówki z której wyjąłem masło i szynkę. Odsunąłem się do tyłu, zwróciłem się w kierunku blatu, położyłem dwa składniki… Z chlebaka wyjąłem chleb, a z szuflady nóż do smarowania. No i zrobiłem parę kanapek, które szybko zjadłem i opakowanie masła i jeszcze parę sztuk szynki znalazł się w lodówce. To teraz można iść biegać!
Koda? ;p XD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz