sobota, 26 grudnia 2015

Od Kody

- Koda! Wstawaj, leniu! Wstawaj! Jest już piąta, o szóstej zaczyna się twoja zmiana! Wstawaj! - zacisnąłem mocniej powieki, próbując ignorować wysoki, kobiecy głos, drący się od dobrych dziesięciu minut. Miałem nadzieję, że Kida w końcu się uciszy, a ja będę mógł w spokoju kontynuować podróż po krainie snów wraz z Morfeuszem, który za żadne skarby nie chciał, abym się ocknął. Do tego ta mięciutka poduszeczka miała chyba jakieś bardzo silne przyciąganie, bo za kij nie mogłem podnieść głowy. No niestety, dziś do pracy nie mogę pójść, lepiej niech siostrzyczka się wyciszy i wreszcie zniknie z mojego pokoju.
- Koda! - wydarła się prosto do mojego ucha. W reakcji obronnej podskoczyłem ze strachu i przy okazji spadłem z łóżka, zrzucając wszystkie poduszki oraz kołdrę, która oplątała moje nogi i spowodowała jeszcze większy upadek oraz ból.
- Następnym razem po prostu ściągnij ze mnie koc! - przetarłem dłońmi twarz, po czym ciężko podniosłem się na nogi i spiorunowałem siostrę wzrokiem. Kida nie przejmowała się tym, że teraz będę miał posiniaczone uda oraz plecy, co z tego, że braciszek wywalił się z takim łomotem na podłogę? Istna wiedźma, tylko brakuje jej kapelusza i miotły. Chociaż jakby wzięła tą z garażu, to do kompletu załatwić tylko nakrycie głowy.
- Trzeba było wstać, gdy jeszcze byłam spokojna - odparła sucho i zimno, jak miała w zwyczaju mówić. Ten ton głosu potrafił przewiercić duszę na wskroś i wywołać dreszcze, gdy był odpowiednio modulowany przez jego właścicielkę, przerażająca istota z mojej siostry, ale czasem warto mieć takie kontakty. Po jej postawie, charakterze oraz stylu bycia można jasno stwierdzić, że będzie się nadawała na jakieś wysoko psotawione stanowisko. Przekona kogo trzeba i zdobędzie hajsu jak za dwóch. Często zazdroszczę siostrze tej umiejętności, ale nie ma tego złego, też potrafię się dogadać. Chyba...
- Radzę ci się pospieszyć, ja już wychodzę, inaczej spóźnię się na samolot - spojrzała spokojnie na zegarek, a potem złapała swoją torbę, którą wcześniej odłożyła na krzesło, aby zająć się moim budzeniem, bo budzik jak zwykle wysiadł.
- Ej, ale pożegnać się to już nie łaska? - przytuliłem do siebie bliźniaczkę. Moja mała dziewczynka, no może młodsza o kilka minut, wyjeżdża studiować prawo na jednym z najbardziej prestiżowych uniwersytetach na całym świecie. Duma mnie rozpiera.
- Do widzenia, Koda, trzymaj się, zostawiłam Ci obiad w lodówce na dzisiejszy dzień, tylko musisz go podgrzać - uśmiechnęła się, obnażając rząd bielutkich zębów, po czym odsunęła się i zniknęła za drzwiami sypialni.
- Nie musisz aż tak się mną przejmować, umiem gotować! - zaśmiałem się głośno, a potem usłyszałem tylko ciche trzaśnięcie drzwiami. Zostałem sam, a dom teoretycznie należący do mnie i do mojej siostry, teraz jest moją własnością.
Westchnąłem głośno, próbując skupić się na dzisiejszym planie. Od szóstej do czternastej zmiana w kwiaciarni, a od osiemnastej wieczorne wykłady. Niby prosty plan, ale w rzeczywistości musiałem się sprężyć, jeśli nie chciałbym się spóźnić, więc łapiąc ubranie, które wieczorem sobie uszykowałem, wbiegłem do łazienki. Prędko przeszedłem codzienny proces odświeżania, a potem założyłem czarne jeansy z łańcuchem dopiętym do szlufki paska, biały t-shirt oraz jasną, jeansową kurtkę. Przejrzawszy się w lustrze i poprawiwszy spadające na nos okulary, wyskoczyłem z pomieszczenia, aby żwawo złapać kluczyki od domu oraz plecak i wręcz wybiec na zewnątrz. Zamknąłem za sobą drzwi i ruszyłem do pracy, uśmiechając się do każdego napotkanego przechodnia. W tych czasach przejawianie dobrego humoru na ulicy jest prawdziwym kuriozum, nieliczni traktują to jako normę, to strasznie przykre. Żal mi tych ponurych, szarych ludzików, potrafiących jedynie narzekać na swoje życie. Po prostu inercyjnie poddają się rutynie codzienności. Dochodzi do detencji w wypaczonym z radości świecie, ludzie zatracają się w smutku. Nie chcą być szczęśliwi. Za relewantne uznają drobne, niepotrzebne problemy, które w rzeczywistości nie mają żadnego znaczenia, tylko zatruwają życie, a za te niewarte uwagi szczegóły uważają istotne rzeczy, potrafiące wywołać śmiech. Szkoda patrzeć na tego typu istoty.
Zatraciwszy się w myślach, nawet nie zauważyłem kiedy dotarłem na miejsce. Moja przełożona już od pewnego czasu uwijała się jak mrówka, przenosząc świeżą dostawę kwiatów do magazynu.
- Koda! Rusz się i pomóż mi! - zawołała głośno.
- Już lecę! - odpowiedziałem w pędzie, po czym wpadłem do biura, aby zostawić plecak z potrzebnymi przedmiotami i zaraz wróciłem do szefowej. Wziąłem dwa kolejne kartonowe pudła, aby zabrać je do sklepu. Odwróciłem się na pięcie i ruszyłem przed siebie, lecz w połowie drogi potknąłem się o kamień. Wpadłem na jakiegoś mężczyznę, wypuszczając z dłoni pudła. Wszystkie kwiaty wysypały się na ulicę, a ja w dodatku zgubiłem okulary. Na ślepo podążałem przed siebie, chcąc wyszukać czegoś, czego mógłbym się złapać, aby ustalić swoje położenie, jednakże nim się zorientowałem, wylazłem prosto na drogę i gdyby nie tajemniczy nieznajomy, którego potrąciłem przez swoją nieuwagę, rozjechałaby mnie ciężarówka. W ostatniej chwili podbiegł do mojej osoby, złapał mnie za przedramię i z powrotem zaciągnął na chodnik.
- Koda! Matko i córko, nic ci nie jest? - moja przełożona natychmiast wyskoczyła ze sklepu, widząc to całe zamieszanie. - A pan? Wszystko gra? Nic panu się nie stało? Koda, gdzie twoje okulary? - zaczęła gadać jak najęta, przerażona zajściem.
- Nie wiem, spadły mi gdzieś - odburknąłem, ruszając nerwowo głową. Chciałem spróbować coś dojrzeć, a nuż jakiś kształt wyda się znajomy.
- Tutaj są, trzymaj - szefowa podała mi moją własność. Wziąłem okulary w dłonie i leniwie założyłem je. Zamrugałem prędko powiekami, jakbym chciał pozbyć się nieprzyjemnej mgiełki z oczu. Automatycznie spojrzałem na swojego wybawiciela.
- Bardzo panu dziękuję za uratowanie mnie przed śmiercią. Z panem wszystko w porządku? Nic się panu nie stało? - zlustrowałem na szybko mężczyznę, poprawiwszy opadające na nos okulary.
- Może zechce pan wejść na chwilę do biura, napić się herbaty i ochłonąć po tym zdarzeniu? - wtrąciła się wciąż przewrażliwiona szefowa.

<Kai? MY HERO! XDDD>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz