Rano obudził mnie nikt inny, jak mokry jęzor Mortimera. Uśmiechnąłem się czując, jak opiera na mnie swoje przednie łapki, bo inaczej by nie dosięgał.
- No już... Już wstaję... - zaśmiałem się. Polizał mnie raz jeszcze, jakby chciał się upewnić, że faktycznie wstanę, po czym usiadł obok mnie na pościeli, wpatrując się we mnie tymi swoimi czarnymi jak dwa błyszczące węgielki oczami.
Podniosłem się siadając i przeciągnąłem, po czym zsunąłem bose stopy na chłodne białe panele. Po chwili wstałem i podszedłem do szafy, czemu towarzyszył stukot pazurków Mortimera o podłogę. Wyciągnąłem z szafy czarne rurki, czarny T-shirt z ThreeDaysGrace, a do tego ciemnozieloną "kurtkę", coś w stylu żakietu, a następnie skierowałem się do łazienki. Mortimer usiadł przed drzwiami, jak zwykle, a ja zamknąłem je za sobą.
Łazienka była jedynym pokojem w całym mieszkaniu, gdzie Mortimer nigdy nie wchodził. Wyjątkiem było, kiedy go kąpałem, ale on doskonale wiedział, że to jedyna sytuacja, kiedy może wejść.
Wziąłem szybki prysznic włącznie z myciem włosów, potem pomalowałem paznokcie, ubrałem się, wysuszyłem włosy, uczesałem się, założyłem całą swoją stałą biżuterię i ogólnie doprowadziłem się do "stanu używalności", a następnie wyszedłem z łazienki.
Wraz z Mortimerem zjedliśmy śniadanie, a potem zabrałem go na spacer, by po powrocie musieć zostawić go niestety samego, bo nie mogłem go wziąć do pracy...
Do baru, w którym pracowałem, dotarłem około dziesiątej. Zawsze przychodziłem wcześnie, bo również moim zadaniem było posprzątanie i uporządkowanie lokalu. Potem miałem przerwę, kiedy wróciłem do domu i posłuchałem muzyki, obejrzałem nowości z subskrybowanych przeze mnie kanałów na youtubie, pograłem trochę na konsoli i takie tam rozrywki plus zjadłem obiad z Mortimerem, by przed dwudziestą wyjść znów do pracy.
Kiedy około drugiej nad ranem wracałem do domu dostrzegłem, że idzie za mną jakiś ktoś. Było ciemno jak w grobie, więc nie wiedziałem kto to. Postać przyspieszyła i po chwili była blisko. Przełknąłem w duchu ślinę modląc się, żeby nie chciał mnie zasztyletować. Jednak nic takiego nie nastąpiło. Chłopak podszedł i zrównał ze mną swe kroki.
- Hejka. - przywitał się.
- Um... Cześć... - odparłem trochę niewyraźnie.
- Jestem David. - przedstawił się patrząc na mnie ciekawie.
- Kayle... - również się przedstawiłem.
<David?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz