Skinąłem nieznacznie głową nie wiedząc jak się zachować. Wyszedłem na kretyna... Jak zwykle... Kurde... Znowu czułem się jak totalne dno...
- Jak się nazywasz? - spytał chłopak podchodząc do lodówki i wyjął z niej coś.
- K-Kayle... -przedstawiłem się.
- James. - również się przedstawił. - Nic ci nie zrobili? - zadał kolejne pytanie.
- Chyba... chyba nie... - odparłem skrępowany. Podszedł i przed mymi oczami wbitymi w podłogę pojawiła się jego ręką ze szklanką wody.
- Napij się. Blady jesteś jak ściana. - zachęcił.
- D-dziękuję... Ale nie będę się narzucał... Powinienem już iść i tak narobiłem ci kłopotów, przepraszam... - powiedziałem zestresowany miętosząc rzemyk jednej z wielu bransoletek.
- Daj spokój. Ktoś czasem musi im pokazać, gdzie ich miejsce. - powiedział.
- Już późno, nie chciałbym zabierać ci czasu... - odparłem wciąż nie mogąc pozbyć się ogromnej guli w gardle.
- Wyluzuj. Na prawdę to żaden problem. - zapewnił po raz kolejny i posadził mnie na kanapie, wkładając mi szklankę w dłonie. Wbiłem w nią spojrzenie, starając się opanować drżenie dłoni.
Minął dobry kwadrans, w trakcie którego nikt się nie odzywał, zanim nie ośmieliłem się podnieść niepewnie spojrzenie na mojego "wydawcę".
Był to wysoki, dobrze zbudowany chłopak o brązowych włosach i piwnych oczach pełnych życia. Cały czas na mnie patrzył. Z tego wszystkiego zapomniałem odwrócić wzroku.
W porównaniu z nim byłem zerem.
Chudy, blady wypłosz, czarne włosy i błękitne oczy, tchórz i idiota... On był wysportowany, nawet umięśniony, w trakcie kiedy ja miałem cholerną niedowagę i wyglądałem niemalże jak anorektyk, w dodatku moje ciało było strasznie brzydkie i się go wstydziłem... Nerwowo obciągnąłem bardziej rękawy czarnej bluzy, bojąc się, że zauważy blizny na mych przegubach, mimo iż niczego nie było widać.
<?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz