Podparłam się mocno o ścianę, by nie upaść. Ten gość nie patrzy jak łazi! Dobra, w sumie to też moja wina, ja też powinnam zwracać uwagę na tłum, a nie szukać telefonu w torbie... Szybko opanowałam się i stanęłam pewnie na nogach, nie opierając się już na ramionach.
-Nic się nie stało.- Powiedziałam i uśmiechnęłam się równie szeroko, jak on sam.- Jestem Gwen.- Dodałam i wyciągnęłam dłoń w powitalnym geście. Chłopak bez wahania się przedstawił.Popatrzyłam na niego i dopiero teraz zdałam sobie sprawę, jak wygląda. Afro, choć nie wielkie, wyglądało śmiesznie. Od razu widać było, że to dlatego, iż lubi się śmiać i żartować, afro jest do tego moim zdaniem odpowiednie lub po prostu ma takie włosy od urodzenia. Szczerze, wyglądało trochę śmiesznie. Od razu skojarzył mi się z klaunem w wesołym miasteczku.
...
Siadłam ociężale na łóżku. Byłam już sama, nie licząc biegającego jak oszalały konia w zagrodzie. Widać, że energia go wypełnia. Spojrzałam przez okno na pędzącego przed siebie ogiera, który zmuszony do zakrętu pod koniec wysokiego płotu zwolnił, ale zaraz przyśpieszył. Nie nadawał się teraz do jazdy. Znając życie, nie chciałby się zatrzymać i popędziłby ze mną na grzbiecie w nieznane... Oczywiście, jakbym tylko mogła się utrzymać. Tak na prawdę to tylko jazda konna mi wychodzi, jeśli można tak nazwać potrafienie się utrzymać na koniu w jego szale, ale nie potrafiwszy nad nim zapanować. Mam na to zbyt mało odwagi. W rzeczywistości, to tylko ten wielki ogier jest mi w miarę posłuszny Inne konie uważały, że jestem ich niegodna. Znam Mortem'a od jego urodzenia, był wtedy na ranczu u dziadka. Biegałam z nim, wtedy zaczęła się wielka przyjaźń.
Po chwili zastanowienia zdecydowałam się udać na spacer do lasu. I tak muszę to zrobić- kiedyś trzeba poznać go, zanim pojadę tam konno. To prawda, jestem w Londynie od urodzenia, ale po przeprowadzce nie znam tych terenów. Kiedyś znałam tereny tak dobrze, że mogłam poddać się całkowicie mojemu konikowi i z zamkniętymi oczyma siedzieć na jego grzbiecie. Ubrałam się ciepło, po czym wyszłam. Po jakiejś połowie godziny błąkania się pośród drzew, usłyszałam szelest kliści. Z początku zaskoczona, myślałam, że to sarna. Właśnie w tej samej chwili z zarośli wyłonił się...Arkady?
(Arkady?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz