Właśnie zakończył się ostatni występ. Razem z dziewczynami udałyśmy się do wspólnej garderoby, by zmyć makijaż. Piątek, koniec pracy na cały tydzień.
- Hej Eva! - krzyknęłam roześmiana - Widziałaś jak ten z siódemki pożerał cię wzrokiem?
Wszystkie dziewczyny wybuchnęły śmiechem. Przy stoliku numer siedem co piątek siadał najobrzydliwszy człowiek. Świata. Jason Moore. Krążą plotki, że przychodzi tu od zawsze i, że w związku z brakiem żony tak się pociesza. Mówią również, że sprawia sobie przyjemność podczas występów.
- Weź tak nawet nie mów - powiedziała blondynka wyraźnie obrzydzona.
Parsknęłam śmiechem narzucając na siebie leciutki sweter.
- To był dobry tydzień - zaczęła Nicki. - Nikt się nawet nie wypie*rzył na scenie...
Wszystkie spojrzałyśmy znacząco na Evę, która nie zaliczy tygodnia bez upadku z krzesła, albo po prostu upadku. Na równej powierzchni.
- Ale hej! - krzyknęłam - Przynajmniej opanowałaś najlepiej z nas wszystkich upadanie z gracją tak? Jeśli ktoś przyszedłby tu pierwszy raz zapewne uznałby, że to część show.
Słychać kolejne parsknięcia śmiechem.
Ze skupieniem przesunęłam wacikiem po mocno umalowanym oku. Dobrze, że mogę to już z siebie zdjąć. Po chwili (miesiące wprawy w ściąganiu tego g*wna) na mojej twarzy nie został ani jeden ślad, po "występowym" makijażu. Sięgnęłam więc do torebki po swój własny eyeliner, tusz i szminkę. Po dziesięciu minutach byłam gotowa do wyjścia. Pożegnałam się z dziewczynami i życząc im miłego weekendu opuściłam lokal. Było już ciemno. Cóż, w końcu była godzina 23, było to więc dość przewidywalne. Z duszą na ramieniu przemierzałam więc ciemne uliczki, licząc, że i tym razem uda mi się przejść bezpiecznie.
- Hej, lala - usłyszałam obleśny głos za plecami.
Mężczyzna był wysoki, mógłby się nawet podobać. Miał mocno zarysowane kości policzkowe ale... Coś w jego oczach. Czyste pożądanie. Wiedziałam jak skończy się dla mnie ten dzień. Wiedziałam już, że przepłaczę cały weekend.
- Widziałem twój występ... Byłaś wspaniała - podszedł do mnie z zamiarem wzięcia moich włosów między palce. Uderzyłam go w rękę. I sięgnęłam do torebki w poszukiwaniach gazu pieprzowego. Nie było go tam. Czułam jak w kącikach moich oczu zbierają się łzy w każdej chwili gotowe wybuchnąć.
- Krzyknij, a pożałujesz i już nigdy nie zatańczyć - ostrzegł mnie patrząc na moje nogi.
Przełknęłam ślinę i zamknęłam oczy. Czekałam na najgorsze. Pamiętam, kiedy Eva wbiegła zapłakana do klubu. Tak, została wtedy zgwałcona. Wszystko co miała na sobie było podarte. Zabrali jej komórkę i portfel. Nie mogła o tym zapomnieć miesiącami. Zresztą, o takich rzeczach się nie zapomina nigdy. Po prostu teraz jest już spokojniejsza.
Poczułam jego ohydną rękę na ramieniu... Po chwili już na piersi. I wtedy... Wszystko jakby ustało. Gwałtownie zabrał rękę. Ułamek sekundy później usłyszałam krzyk... Krzyk? Otworzyłam zapłakane oczy. Nie wiem kto mnie uratował. Jeśli był to chłopak, to nie wiem czy mogę być bezpieczna, a jeśli dziewczyna to zazdroszczę jej takiej siły... Cofnęłam się, ale tak niezdarnie, że chwilę później leżałam na ziemi kuląc się i oczekując dalszych wydarzeń.
<ktoś?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz