niedziela, 3 stycznia 2016

OD CELAENY DO NASHA


Każdy chociaż raz w życiu miał pechowy dzień. Mnie przytrafił się właśnie dzisiaj. Akurat w ten dzień mój telefon postanowił nie obudzić mnie do pracy. Patelnia postanowiła spalić mi śniadanie, a siostra zająć łazienkę na pół godziny. Przez zamieszanie zapomniałam wziąć leków na alergię, co uświadomiłam sobie pięć minut o wyjściu z domu. Szczęście jednak mnie jednak nie opuściło, bo nalazłam parę paczek chusteczek w torbie. I dzięki bogom, bo jako jedyne ratowały mnie przez całą drogę. Do pracy spóźniłam się niecałe półtorej godziny. Nie było aż tak źle. Na szczęście szefem restauracji była moja mama, więc miejmy nadzieję, że mi wybaczy. Lub nawet się nie dowie.
Później wszystko się uspokoiło. Nie zdarzyło się nic, co można by uznać za puchowe, jednak moje szczęście zniknęło, gdy wyszłam z restauracji i ponownie zostałam zaatakowana przez pyłki. Dodatkowo, jakby pyłki mi nie wystarczyły pół kilometra od domu zaatakował mnie czyjś pies. Zwierze rzuciło się na mnie, a w ostateczności przewróciło.
- Jaxx! - usłyszałam czyjś głos zapewne należący do właściciela.
Nim zdążyłam oprzeć się na obolałych łokciach pies zaczął obwąchiwać twarz i co chwilę lizać ją.
- Jaxx, chodź tu... - Poczułam, jak ktoś odciąga zwierze dzięki czemu mogłam swobodnie powycierać mokre policzki.
- Co to było? - mruknęłam podciągając nosem. Nie wiem dlaczego, ale miałam ochotę wybuchnąć śmiechem.
- Przepraszam, naprawdę, nie wiem co w niego wstąpiło.
Spojrzałam w błękitne oczy haskiego, a później w tego samego koloru oczy chłopaka, który wyciągał rękę. Wpatrywałam się w jego tęczówki, aż w końcu powróciłam na ziemię i chwyciłam dłoń chłopaka. Kiedy stałam na dwóch nogach strzepałam z ubrań trochę kurzu i piasku.
- Jestem Nash - powiedział uśmiechając się do mnie. Dalej wpatrywałam się w jego oczy. Skądś go kojarzyłam, ale nie mogłam sobie przypomnieć.
- Celaena - powiedziałam krótko.
<Nash?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz